Quantcast
Channel: Skandynawski blog Vigdis
Viewing all 55 articles
Browse latest View live

Różdżka z Hemdrup

$
0
0

Różdżka to wypolerowany drewniany kijek o długości około 50 cm a szerokości 2,1 na jednym i 3,4 cm na drugim końcu, znaleziony w 1949 roku niedaleko Hemdrup na duńskiej Jylandii. Jeżeli wierzyć artykułom z Fornvännen– jest wykonany z cisu. Kijek sterczał do góry, szersza część znajdowała się w ziemi, górna – ta cieńsza – była nadpalona. Różdżka znajduje się obecnie w Moesgård Museum. Datowanie, zależnie od badacza,  to IX albo X wiek, maksymalnie do roku 1050. Mamy więc do czynienia z datowaniem na okres wikiński. Skąd wzięła się ta różdżka dowiecie się później. W tym miejscu chciałam pokazać kijek z Hemdrup w całej okazałości, ale miałam spory problem ze znalezieniem zdjęcia czy rysunku – poza ilustracjami z artykułów, na których się opierałam (patrz źródła) i dwoma zdjęciami z duńskiego Nationalmuseet, nie znalazłam nic więcej. Nie wiem, czy faktycznie różdżka jest tak mało popularna,czy to raczej ja słabo radzę sobie z szukaniem w duńskich źródłach – ale ten wpis mogę jedynie zilustrować zdjęciami fragmentów różdżki. 
Wygląda to tak, że szersza część różdżki ma taki szlaczek, coś jakby niedomknięte romby, w których wnętrzu wyryto figury i runy. Dość trudno to opisać, łatwiej pokazać:


źródło: Korta meddelanden; Hemdrupstaven: ett redskap för medicinsk magi; Maria A. Röstberg;
Fornvännen 09


I tak, zaczynając od dołu, widzimy na różdżce coś, co obdarzeni chyba dużą wyobraźnią badacze nazywają ”zwierzęciem podobnym do psa” (osobiście obstawiałabym szczura); kawałek wyżej mamy kolejne psowate "coś" umiejscowione obok inskrypcji runicznej i ludzkiej postaci. Potem znów dwa ”pieski” oraz kolejna inskrypcja. Na samej górze wyryto triskel. W tym miejscu ważna uwaga – ta ilustracja pokazuje jednym rzutem wszystkie ozdoby różdżki z Hemdrup, ale musicie sobie to wyobrazić tak, że ten prostokąt powyżej jest zawinięty dookoła kijka, tak, jakby odkleić etykietę z butelki.
Runy znajdujące się wyżej do tej pory nie zostały odczytane, ja spekulować też nie zamierzam, skupimy się zatem na drugiej inskrypcji, tej między człowiekiem i pieskiem. Wygląda ona tak: 

żródło: Danske Runeindskrifter 
uan þik iba ' fiukati ' osa ' auaoubi  
 
Czyli: Vann þik æva fiukandi, Asa æy a a ufi albo jak ktoś woli: Vann þik æva fjúkandi, Ása ey á á úfi.

Tłumaczenie zawdzięczamy Erikowi Moltke (1967): Latający nigdy ciebie nie przezwyciężył, Åse… Tłumaczenie to uzupełnił Niels Åge Nielsen (1982); według niego pełna inskrypcja brzmi: Latający nigdy ciebie nie przezwyciężył. Åse sprzyja szczęcie w walce.
Jedyną nie do końca może zrozumiałą rzeczą jest ten tajemniczy latający. Chodzi tu o stworzenie, latającego ducha czy też demona, który w jakiś sposób próbował zaatakować wspomianą Åse. Możliwe, że wyobrażano sobie, że w taki właśnie sposób atakuje choroba a, grypę łapie się właśnie po ataku latającego demona gorączki. W tym miejscu badacze odsyłają też do runicznego amuletu z Högstena, o którym już pisałam, a którego inskrypcja też ma za zadanie chronić przed jakimś latającym złem.   

Według pierwszych teorii był to zwykły kij pasterski, na którym znudzony pasterz po prostu wyrył kilka rzeczy. I tak ludzka figura to wymieniona z imienia w inskrypcji Åse, która z pewnością była dziewczyną pastuszka. Obok dziewczyny na kiju znalazło się też miejsce dla uwiecznienia ulubionych pasterskich psów. 
Była też próba klasyfikowania różdżki jako kijka służącego do rozsyłania wici. Wspomniany już Nielsen stwierdził, że różdżka była prezentem, który niedawno ozdrowiała kobieta otrzymała od zakochanego w niej mężczyzny. 
Dopiero później pojawiła się teoria interpretująca kijek z Hemdrup jako przedmiot używany do praktyk szamanistycznych, autorstwa Ing-Marie Back Danielsson. Według jej interpretacji ludzka postać to szaman w stroju z piór, któremu towarzyszą psy albo duchy w zwierzącej postaci (a więc przy okazjihamn się tu pojawia), mające za zadanie pomóc podczas sejd
Dopiero najnowsze teorie pozwalają nazwać kijek z Hemdrup różdżką. Miał on służyć podczas magicznych rytuałów związanych z leczeniem czy też przeganianiem choroby. Neil S. Prices interpretuje kijek jako różdżkę völvy, odwołując się przy tym do źródeł opisujących ich zastosowanie i użycie czy też wskazując inne różdżki, znane chociażby z kobiecych pochówków z Osebergu i Vestfoldu.

źródła:
Ing-Marie Back Danielsson, Hemdrup-staven - ett nytt tolkningsförslag Av, I-M. 2001. Fornvännen 96; http://fornvannen.se/pdf/2000talet/2001_073.pdf
Danske Runeindskrifter:  http://runer.ku.dk/ 
Samnordisk runtextdatabas: http://skaldic.arts.usyd.edu.au/db.php?if=srdb&table=mss&id=19458
Korta meddelanden; Hemdrupstaven: ett redskap för medicinsk magi; Maria A. Röstberg;Fornvännen 09; http://fornvannen.se/pdf/2000talet/2009_208.pdf


Inskrypcja, a właściwie inskrypcje z Tønsberg

$
0
0

Chciałam Was zapoznać z kijkiem runicznym Tønsberg. Inskrypcja jest datowana na okres 1250–1325 a poniżej przeczytacie, dlaczego zwróciła moją uwagę. Ale zanim do tego przejdziemy – coś dla oka, czyli zdjęcia kijka:
Foto: Eirik Irgens Johnsen © KHM (Kulturhistorisk Museum)


Foto: Eirik Irgens Johnsen © KHM (Kulturhistorisk Museum)
Jak widać w opisie, zdjęcia pochodzą ze strony norweskiego Kulturhistorisk Museum. Na stronie jest też ilustracja, która idealnie pokazuje sam zapis runiczny.

Źródło: Kulturhistorisk Museum
Kijek runiczny zapisany jest z każdej strony, najprawdopodobniej to dzieło trzech czy czterech różnych osób, które w ten sposób doskonaliły swoje umiejętności w posługiwaniu się pismem runicznym. Więc może po kolei, zaczynając od góry:
æilifr * uiri*uæhr * a mek * mit : stæin:grimr : hafum : mælt : mart : okkar imilli : firir : þa sok : at ek : uil : nema : af þi : runar :

Eilífr Virðivægr á mik. Vit Steingrímr hǫfum mælt mart okkar ímilli fyrir þá sǫk at ek vil nema af því rúnar.(Eilif Zacny posiada mnie. Ze Steingrimem dużo rozmawialiśmy ze sobą z tego powodu, że chcę nauczyć się z tego run)

Czyli najzwyklejsza inskrypcja, nic specjalnego. Mnie zainteresowała te drugi napis – a może i Wam te znaczki po koniec wydają się znajome? Rozpisane na litery te runy wyglądają tak:




eaauo : knor : ek : spu:r þek : uilt * tu * gifta * mer * æina*þa * en * þar er : 〈þisar〉 mrthk iiiii sssss ttttt lllll *

Pozwolę sobie podzielić to na dwie części. Początek brzmi:  ... ... (eaauo, Knor ?) ek spyr þik: vilt þú gipta mér eina þá er þar er, þessar,

Jeśli chodzi o tłumaczenie, to pierwsze słowo jest nie do rozszyfrowania, potem mamy chyba imię, co do idealnego przekładu reszty też mam wątpliwości, ale powiedzmy że znaczy to mnie więcej: eaauo. Knor? Pytam ciebie: chcesz mnie ożenić wtedy z którymś z tych a to są one:

I tu następuje „zaszyfrowana” część, którą czytamy podobnie jak na kamieniu z Ledberg, o którym już kiedyś wspominałam, w tym przypadku będzie to znana już z innych zapisków tajemnica formuła z ostem, jemiołą i skrzynką : mistill, ristill, tistill, histill, kistill

Kolejny wers to kolejna mała ciekawostka prezentująca coś, co nieczęsto widujemy w inskrypcjach runicznych:

æ t þ f f s s a n t æ t þ f f s s a n t

No dobrze, może akurat pojedyncze znaki runiczne nie są niczym specjalnym i wyjątkowym, ale tutaj autor inskrypcji chciał się pochwalić, że umie… liczyć do dwudziestu. Te dwadzieścia znaków runicznych to nic innego, jak pierwsze litery danej liczby:

e[inn], t[veir], þ[rír], f[jórir], f[imm], s[ex], s[jau], á[tta], n[íu], t[íu], e[llifu], t[olf], þ[rettán], f[jórtán], f[imtán], s[extán], s[jautján], á[ttján], n[ítján], t[uttugu]

Zostaje nam jeszcze ostatni napis:

: þau : ero : bæþe : i buþ : saman : klauua:kare : ok : kona : uilialms : hæillþu : hæill * sæl *
þu * þa

Þau eru bæði í búð saman Klaufa-Kári ok kona Viljalms ... Heill þú! Heill! Sæll þú þá.

(Oni mieszkają w tej samej wsi, Niezdara Kári I żona Viljalma. Niech szczęście Tobie sprzyja!)

Na koniec pozwolę sobie złożyć to w całość, która brzmiałby tak:

Eilif Zacny posiada mnie. Ze Steingrimem dużo rozmawialiśmy ze sobą z tego powodu, że chcę nauczyć się z tego run. eaauo. Knor? Pytam ciebie: chcesz mnie ożenić wtedy z którymś z tych a to są one: mistill, ristill, tistill, histill, kistill.  Jeden, dwa, trzy,…, dwadzieścia. Oni mieszkają w tej samej wsi, Niezdara Kári I żona Viljalma. Niech szczęście Tobie sprzyja!

Jak widać nie może to być jeden tekst, tylko odrębne inskrypcje różnych autorów, szkolących swoje umiejętności piśmiennicze. Ale za to mamy tu w jednym miejscu dość ciekawe kolejne już uwiecznienie tajemniczej formuły, unikatowy zapis liczb oraz życzenia szczęścia. 

Źródła:
Kulturhistorisk Museum:  http://www.khm.uio.no/

O nawracaniu pogańskiej Birki słów kilka

$
0
0
Pomyślałam ostatnio, że dobrze byłoby wrócić do mojej pracy magisterskiej i wrzucić jeszcze kilka ciekawostek o Birce. Dziś będzie o chrystianizacji Birki albo może raczej - o próbie chrystianizacji. Sama misja chrystianizacyjna w Birce była dość ciekawa z dwóch względów: po pierwsze mówimy tu o Szwecji w IX wieku (a chrystianizacja kraju to wiek XI), po drugie zyskaliśmy dzięki temu tekst źródłowy opisujący osadę handlową, co jest unikatem jeśli chodzi o wczesnośredniowieczną Skandynawię.
O Vita Ansgarii już pisałam przy innej okazji, ale nie wyjaśniłam, czym jest. Źródło to, jak już sama łacińska nazwa wskazuje to nic innego jak opis życia Ansgara. Ansagar był mnichem, później arcybiskupem hambursko – bremeńskim; kanonizowanym pod koniec średniowiecza. Kiedy do władcy Franków, cesarza Ludwika Pobożnego, przybyło poselstwo ze Szwecji z prośbą o przysłanie duchownego, który mógłby w Birce głosić słowo Boże, wybór padł właśnie na Ansgara. Możliwe, że o decyzji zadecydowało doświadczenie mnicha, który zanim został wysłany do Szwecji przez dwa lata przebywał jako misjonarz w innym skandynawskim ośrodku handlowym – Hedeby, miał więc już jakieś wyobrażenie i doświadczenie jeśli chodzi o działalność misyjną na gruncie skandynawskim. Co do samego poselstwa to nie wiadomo o nim nic szczególnego za wyjątkiem informacji przekazanych cesarzowi, które dotyczyły tego, że w Birce podobno jest wiele osób czekających na misjonarzy, przychylny ich pobytowi w Birce temu miał też być sam król. Co do tego akurat nie musimy mieć wątpliwości wiedząc, jak wyglądały zasady handlu we wczesnośredniowiecznej Europie. Niewykluczone zresztą, że w dużej osadzie handlowej znajdowali się kupcy wyznający „nową” wiarę, albo nawet i Skandynawowie, którzy stwierdzili, że chrzest może wyjść im na korzyść. Nie będziemy może wnikać o jaką korzyść tu mogło chodzić – duchową czy ekonomiczną – pozwolę sobie tylko w tym miejscu dodać, że w tym czasie kościół rekomendował swoim „owieczkom” handel z kupcami wyznającymi tą samą wiarę. W Vita Ansgarii znajdziemy jedynie informację, że w Birce faktycznie wiele osób chciało przejść na chrześcijaństwo, m.in. przedstawiciel króla Hergeir. Rimbert wspomina też o chrześcijańskich więźniach – byli to prawdopodobnie przebywający w osadzie niewolnicy.
Chyba dość oczywiste jest, że u źródeł tej misji chrystianizacyjnej leżały przyczyny natury polityczno – ekonomicznej, a sam Ludwik Pobożny zainteresowany był nie tyle szerzeniem chrześcijaństwa, co raczej zacieśnieniem i wzmocnieniem politycznych, a co za tym idzie: również handlowych kontaktów ze Szwecją. Mogło to oznaczać udział w przepływie towarów ze Skandynawii – głównie futer i skór, ale możliwe że i żelaza, bursztynu, a nawet niewolników. Nie należy też zapominać o możliwości dostępu do srebra z krajów arabskich, które drogą kontaktów handlowych docierało do Szwecji. I jeszcze jedno – zakłada się, że Birka miała silne kontakty ekonomiczne z Fryzami, możliwe nawet, że przyczynili się oni do powstania osady. Jako część państwa Franków Fryzja pośredniczyła w handlu ze Skandynawami, Fryzowie byli prawdopodobnie też najważniejszym dostawcą towarów luksusowych na tym terenie.
I tak w roku 829 albo 830 Ansgar wyruszył do Birki w towarzystwie mnicha Witmara. W Vita Anskarii znajdziemy informację o ich podróży statkiem,  urozmaiconej napadem piratów, w wyniku czego misjonarze utracili nie tylko dary od cesarza, ale i całą resztę swojego dobytku, poza kilkoma drobiazgami, które akurat mieli przy sobie, kiedy to ratowali się przed napadem ucieczką do wody. Łupem piratów padło między innymi prawie czterdzieści transportowanych przez mnichów ksiąg, które miały służyć do odprawiania mszy na skandynawskiej ziemi. Źródła milczą o tym, czy piraci odpowiednio docenili wartość zdobyczy ;)  
Ansgarowi udało się jednak dotrzeć do Birki. Jeśli wierzyć relacji Rimberta, to spotkał się on w osadzie handlowej z dobrym przyjęciem a samą misję można określić jako pomyślną – Ansgarowi udało się przekonać wiele osób do przejścia na chrześcijaństwo, a lokalny szwedzki władca, w tym wypadku król Björn, był pozytywnie nastawiony do jego działalności. Jeśli chodzi o przyjęcie nowej wiary, to Vita Anskarii wymienia z imienia Hergeira, przedstawiciela króla. Hergeir zasłużył sobie na wzmiankę pewnie tym, że wzniósł kościół na swojej ziemi. 
Po mniej więcej półtora roku Ansgar wrócił do Niemiec, gdzie przejął diecezję hamburską, żeby pod koniec 831 albo na początku 832 roku zostać mianowanym arcybiskupem hambursko – bremeńskim. Ale żeby skandynawskie owieczki nie czuły się opuszczone, do Birki wysłano kolejnego misjonarza. Tym razem możliwość wykazania się dostał biskup Gautbert (Gauzbert), który przybył do osady ze swoim krewnym, księdzem Nithardem. Według Rimberta zostali miło przyjęci a nawet zaczęli, z przyzwoleniem króla, nadal Bjöna, budowę świątyni. Ale część mieszkańców miasta była negatywnie nastawiona do biskupa i – jak do ładnie formułuje Vita Anskarii– zaczęli go prześladować różnymi intrygami, aż w końcu doszło do kumulacji niezadowolenia i napadu na obu duchownych. Mieszkańcy zaatakowali dom, w którym mieszkał Gautbert, zabili Nitharda, a biskupa wygnali z Birki. Rimbert podkreśla, że napad nie był zainicjowany przez króla, ale był rezultatem spisku wśród ludności. Nasz uroczy propagandowy tekst źródłowy twierdzi z całym przekonaniem, że winne spisku są podszepty złego, ale to tłumaczenie sobie może podarujmy – najprawdopodobniej do głosu w mieście po prostu doszli poganie, wrogo nastawieni do nowej religii. O tym mogłoby też świadczyć to, co później miało miejsce w osadzie; ale trzymajmy się chronologii – po tym wydarzeniu Birka była przez prawie siedem lat pozbawiona duchownego. Ale Ansgar postanowił ponownie odwiedzić osadę, ponoć nie zapomniał o wiernym Hergeirze, który twardo trzymał się nowej wiary i podobno sporo wycierpiał, oczywiście z winy „niewiernych”. Bardzo możliwe, że był jedynym wyznawcą chrześcijańswa w osadzie, ponieważ Vita Ansgarii wspomina o miejscowym tingu, na którym Hergeir został mocno skrytykowany za trwanie w swojej bezużytecznej wierze. Rimbert przytacza też historyjkę o tym, jak to Hergeir, słysząc zarzuty, postanowił udowodnić, że Chrystus jest potężniejszy niż pogańscy bogowie: kiedy zaczął padać deszcz wezwał on mianowicie Boga prosząc, żeby na niego i siedzącego w pobliżu chłopca nie spadła ani kropla deszczu. Tak też się dzieje. Ale nawet to cudowne wydarzenie nie wpłynęło jakoś specjalnie na zatwardziałych pogan w Birce, bo Rimbert coś milczy o liczbie nawróconych.
Wracając do konkretów: w 852 roku Ansgar ponownie wybrał się do Birki. Tym razem postąpiono już wiele ostrożniej, pewnie biorąc wzgląd na to, co przytrafiło się poprzednim misjonarzom. I tak najpierw duński władca Hårik poprosił szwedzkiego która o pozwolenie na to, co biskup robił w jego  ojczyźnie, a mianowicie na nauczanie nowej wiary. Pozwolenie było, więc Ansgar wyruszył w drogę w towarzystwie księdza Erimberta. Rimbert pisze, że kiedy dotarli do Birki, nie żyli już zarówno król Björn, jak i Hergeir, a misjonarzy przywitał nowy król Olof. Już na wstępie zostali oni poinformowani, że muszą dostać pozwolenie dwóch tingów, jednego w Birce, drugiego wyższej instancji, żeby móc nauczać nowej wiary w osadzie. Można to interpretować na dwa sposoby – albo frakcje pogańskie były tak silne, że król, nie chcąc powtórki z tego, co wydarzyło się z Gautbertem, a tym samym nie chcąc ryzykować pogorszenia kontaktów z państwem Franków, wolał zwołać dwa tingi, żeby poznać nastroje wśród ludzi, albo nowy władca nie miał tak silnej pozycji i władzy jak jego poprzednik i decyzja nie należała do niego, tylko była uzależniona od woli ogółu. Jeśli wierzyć Vita Ansgarii to sam król Olof był raczej pozytywnie nastawiony do misji chrystianizacyjnej, na znak swojej dobrej woli podarował nawet działkę pod kaplicę. 
Ansgar nie zabawił jednak długo w Birce i wrócił do Bremy, gdzie zmarł w roku 865. O działalności misyjnej po jego śmierci nie mamy już wiadomości, ale najprawdopodobniej zupełnie ustała. Dopiero jeden z następców Ansgara, arcybiskup hambursko – bremeński Unni, odważył się zapuścić na te pogańskie tereny. Brak jest informacji o jego działalności na wyspie, wiemy tylko, że zmarł w Birce w 936 roku (źródła milczą o przyczynie;) i według Adama z Bremy został tam też pogrzebany (za wyjątkiem głowy, która pojechała do Bremy by spocząć w tamtejszej katedrze).  

[Fragment ten jest oparty na mojej pracy magisterskiej Birka – en vikingatida handels– och hantverkarplats, napisanej w języku szwedzkim w Katedrze Skandynawistyki pod kierunkiem prof. dr hab. Bernarda Piotrowskiego (UAM Poznań 2006); tam też bibliografia]

Julbocken czyli co ma kozioł do świąt

$
0
0
Tym razem dam się porwać magii świąt i poświęcę kilka słów skandynawskiej rogatej tradycji zwanej julbock, czyli dosłownie tłumacząc – bożonarodzeniowemu kozłowi. 


źródło: Wikipedia 
Powyżej dzieło Johna Bauera, autora moim zdaniem jednych z najwspanialszych ilustracji szwedzkiego folkloru.

Jeśli spytamy jakieś tutejsze dziecko, kto przynosi prezenty pod choinkę, to usłyszymy pewnie, że mikołaj, i to taki rodem z reklamy coca-coli (dziś w telewizji słyszałam jak jakiś małolat na pytanie, czym przyjedzie mikołaj, skoro nie będzie śniegu, wiec sanie nie wchodzą w grę, bez wahania odpowiedział, że „ciężarówką coca-coli”; przecież to oczywiste ;), no chyba że do malucha przychodzi Gwiazdor czy inny regionalny Aniołek.
Jeżeli zadamy to samo pytanie dziecku w Skandynawii, to pewnie również usłyszymy coś o amerykanizowanym mikołaju, ale jego korzenie będą trochę inne niż u nas. Piszę tak, ponieważ w XIX wieku spopularyzował się w Szwecji wizerunek małego skrzata, który ma spory wkład w przygotowania do świąt. Duża w tym pewnie zasługa najbardziej znanego do dziś uroczego bożonarodzeniowego wierszyka czy raczej poematu „Tomten” Viktora Rydberga, ale faktem jest, że szwedzki „mikołaj” długo był skrzatem, poniżej w wykonaniu ilustratorki Jenny Nyström:

 źródło: Wikipedia
A tu skrzat autorstwa Sveina Solema:

źródło:Ulf Hultin AB

Tyle że skrzat to jedno, ale za dystrybucję prezentów dla szwedzkich dzieci odpowiadał właśnie kozioł. Jeśli cofniemy się do Skandynawii wczesnego średniowiecza, to na pewno hasło kozioł skojarzy się nam przede wszystkim z Tanngnjóstr i Tanngrisnir, czyli kozłami ciągnącymi powóz Tora. Czy bożonarodzeniowy koziołek jakoś się do nich odwołuje? Nie wiadomo, faktem jest natomiast to, że postać kozła znana jest z przeróżnych świątecznych jasełek, nie tylko w Skandynawii. W dawnej Szwecji przy takiej okazji nigdy nie mogło zabraknąć kogoś przebranego za kozła, a w XIX wieku przyjęło się, że właśnie ta postać rozdziela prezenty i tak było do czasu, aż tej funkcji nie przejął mikołaj rodem z reklamy coca-coli. Do tej pory podobno jedynie w niektórych częściach Finlandii nadal dzieci twardo wierzą w to, że podarki przynosi im właśnie taki świąteczny kozioł; zresztą mamy tu jeszcze jedną ciekawostkę, tym razem językoznawczą – fińska nazwa mikołaja, joulupukki, to dosłownie „bożonarodzeniowy kozioł” 
 
ilustracja Johna Bauera, źródło: Blog "A Polar Bear's Tale 

Co do samego kozła, to jest on dość popularnym symbolem bożonarodzeniowym w północnej Skandynawii. Znane są jemu poświęcone różne zabawy i piosenki, a przede wszystkim funkcjonuje on jako element dekoracyjny, wykonany najczęściej ze słomy, rzadziej z drewna albo z gałązek świerkowych. Na pewno każdy widział kiedyś takiego tradycyjnego, słomianego, bożonarodzeniowego skandynawskiego koziołka dekoracyjnego, ja zawsze je widzę przed świętami w Ikea i Duka. Jakby ktoś nie kojarzył, służę przykładowym zdjęciem: 

 
źródło: Wikipedia

Jeżeli chodzi o słomiane kozły, to miasto Gävle od roku 1966 tradycyjnie stawia wielkiego, około trzynastometrowego kozła w centrum miasta, który to kozioł tradycyjnie niemal co roku pada ofiarą nieznanych podpalaczy tudzież innych sabotażystów, chociaż akurat w zeszłym roku zwierzakowi udało się przetrwać,  pewnie dlatego, że był pilnowany non stop przez wynajęte do tego osoby. Na szczęście miasto zawsze dba o to, żeby kozioł był obserwowany przez kamerę, dzięki czemu cały kraj może potem obejrzeć moment podpalenia kozła.
Tutaj zobaczycie filmik z 2 grudnia, pokazujący podpalenie tegorocznego kozła przez nieznanego sprawcę (ogień pojawia się koło 1:40; zauważcie jak szybko pojawia się straż pożarna :)

To tyle z mojej strony, przy okazji złożę Wam jeszcze życzenia wszystkiego dobrego i udanego świętowania, niezależnie od tego, co obchodzicie i kto Wam przynosi prezenty.God Jul!

Amulet z Sigtuny

$
0
0

   W roku 1931, podczas szykowania fundamentów pod budynek szkoły ludowej w Sigtunie (Uppland), wykopano niewielką miedzianą blaszkę pokrytą z obu stron inskrypcjami runicznymi. Przedmiot ten, datowany na XI wiek, miał wywierconą dziurkę i najprawdopodobniej był noszony jako zawieszka na szyi. Stąd też nazwa – amulet z Sigtuny, odwołująca się również do treści inskrypcji, ale o tym później.
Pierwsze badania i publikacje na temat tej niepozornej blaszki pojawiły się już w tym samym roku. Ja dokopałam się do dwóch artykułów poświęconych amuletowi – z 1933 i 1936 roku. Nie wiem, czy w późniejszych latach publikowano jakieś badania, wszystkie nowsze wzmianki o amulecie mają jako źródło podane właśnie te teksty, założyłam więc, że nie pojawiły się później nowe interpretacje – a jeśli jednak, to chętnie się czegoś o nich dowiem.
Blaszka z Sigtuny przechowywana jest w Historiska Museet i wygląda tak:

Strona A
http://kulturarvsdata.se/shm/media/html/340004

Strona B
http://kulturarvsdata.se/shm/media/html/340003

Wymiary ma niewielkie – długość 8,2 cm, szerokość 2,9 cm w szerszym i  2,75 cm w węższym miejscu; grubość to średnio niewiele ponad milimetr. Żeby lepiej zilustrować układ run posłużę się ilustracją z podanego w źródłach artykułu:
   Osoba ryjąca runy raczej nie poświęciła zbyt wiele czasu na planowanie rozkładu run – pomijając nawet  to, że strona A zawiera dwie linijki tekstu runicznego a strona B trzy, to ostatnie 3 runy ze strony B nie zmieściły się na odwrocie blaszki i zostały wyryte bokiem na stronie A – pomiędzy runami oznaczonymi numerami 17 i 18 (fia umiejscowione między þursa a trutin na stronie A)  A tak wygląda sama inskrypcja:

A: þur × sarriþu × þursa /fia/
     trutinfliuþunufuntinis

B: afþiRþriaRþraRulf ×
     afþiRniunoþiRulfr iii
     isiRþisisiRaukisuniRulfrniutlu


þur/þurs × |sarriþu × þursa trutin fliu þu nu=| |=funtin is
af þiʀ þriaʀ þraʀ ulf × af þiʀ niu noþiʀ ulfr iii isiʀ þis isiʀ auk is uniʀ ulfr niut lufia 

W bardziej przystępnym znormalizowanym zapisie prezentuje się to tak:
Þur/þurs ×|sarriþu × þursa trutin fliu þu nu funtin is
 af þiR þriaR þraR ulf × af þiR niu nøþiR ulfR × ikiR þik ikiR auk ik uniR ulfr niut lufia


   Tym razem trochę rozbiję tłumaczenie na polski, już piszę dlaczego. Zdaję sobie sprawę, że każdy może sobie wyszukać w internecie przekład inskrypcji na angielski, więc moje tłumaczenie nie jest właściwie potrzebne. Osobiście jestem też przeciwniczką przekładów z tłumaczeń (na przykład sag z angielskiego na polski) albo przyjmowania za poprawne i oczywiste tego, co ktoś napisał w jakimś opracowaniu, szczególnie w równie delikatnych sprawach jak inskrypcja, której znaczenie nie do końca jest jasne.  Z drugiej strony wiem, że nie każdy potrafi odczytać coś napisanego w jakimś staroskandynawskim języku;  sama mam z tym spory problem i opieram się na najróżniejszych źródłach, które mogą w jakikolwiek sposób pomóc. Dlatego chciałam tu tym razem tylko wrzucić uwagi i różne możliwości, a interpretację całości zostawię Wam. 
 
   Po pierwsze þur sarriþu. Przy znormalizowanym zapisie nie zdecydowałam się na jedną wersję, tylko podałam Torłamane na thurs. Wiadomo jak to z pismem runicznym jest – przez uproszczony i wieloznaczny zapis wielu rzeczy trzeba się domyślać z kontekstu i dlatego mamy tu też niejako dwie, a nawet więcej możliwości. Po pierwsze Tor (Tórr), któremu przecież zdarza się występować na kamieniach runicznych, szczególnie w inskrypcjach „ochronnych”. Drugi wyraz z pewnością ma coś wspólnego z krzywdzeniem czy też ranieniem, ale ciężko stwierdzić, co jest tu podmiotem – więc albo mamy „Tor krzywdzi/rani ciebie” albo „ranisz/krzywdzisz Tora”. Językoznawczo bardziej przekonuje mnie drugi wariant, na logikę pierwszy jest bardziej sensowny bo: a) jeżeli to inskrypcja leczniczo-ochronna to jak niby wyleczyć kogoś zaatakowanego przez nadprzyrodzoną istotę, która jest w stanie powalić boga? b) Tor jak wiemy lubował się w polowaniu na olbrzymy, więc to raczej on będzie tu tym krzywdzącym skoro w dalszej części jest mowa o obiekcie tego ranienia – w tym przypadku władcy olbrzymów. Tym samym przechodzimy to wariantu numer dwa – czyli nie Tor, tylko thurs, a sarriþu interpretujemy jako „gorączka od rany” (pewnie jest na to jakieś ładniejsze określenie po polsku, ale nie przychodzi mi do głowy).  Sklecając to w całość mamy coś w rodzaju „Thurs, sprawca gorączki”. Przy opisie inskrypcji na stronie The Scaldic Project zamiast thurs jest zjawa– właściwie też ładnie pasuje do interpretacji, szczególnie patrząc na resztę tekstu, ale nawiążę do tego później.
   Na szczęście pozostałe runy na stronie A nie zostawiają dużego pola do popisu, bo przekład może być tylko jeden - ”władco olbrzymów, uciekaj! Zostałeś odkryty!” 

Strona B. Tu już wizualnie galdr rzuca się w oczy, ale po kolei – zaczynamy od dwóch pierwszych wersów:  af þiʀ þriaʀ þraʀ ulfaf þiʀ niu noþiʀ ulfr iii. I znów dwie możliwości, bo składnia jest niejasna – na początku obu wersów mamy af þiʀco znaczy albo „niech dotkną ciebie” albo „od ciebie pochodzą”. W pierwszym wersie mamy do tego „trzy tęsknoty”, w drugim „dziewięć udręk”, przy czym „tęsknota” i „udręka” to mój wybór słów, możecie þrár i nauðir zastąpić na własne potrzeby innym „cierpieniem”. Oba wersy kończą się też inwokacją - wilku! Możliwe, że chodzi tu po prostu o dobrze nam znanego drapieżnika, ale będziemy raczej mieli do czynienia z hamr, albo wilkołakiem czy też ewentualnie jakimś innym nadprzyrodzonym stworzeniem, jak na przykład mara.  A teraz proszę się cofnąć do tej zjawy w opisie inskrypcji na stronie The Scaldic Project;  jeżeli dodatkowo weźmiemy pod uwagę fakt, że inskrypcja na amulecie z Sigtuny ma prawdopodobnie na celu pozbycie się gorączki, a dobrze przecież wiemy, że nasi przodkowie najczęściej szukali źródła choroby właśnie u istot nadprzyrodzonych, to taka mara ma w tym kontekście sens. I jeszcze jedno – mamy tu trzy powiedzmy sobie „istoty” : olbrzyma, wilka i marę, które na pierwszy rzut oka nic nie łączy. Więc żeby trochę wszystko skomplikować dodam kilka ciekawostek.  Zacznijmy od tego, że w niektórych szwedzkich dialektach tuss (albo tusse) oznacza albo jak w norweskim olbrzyma, albo… wilka. Artykuł z Fornvännen podaje też norweskie teksty, z których wynika, że wilk i tuss mogą mieć coś wspólnego z mareritt czyli też samą marą. Taka zmora, jak i dwa pozostałe stworzenia mogą być mianowicie symbolem zmian osobowości zachodzących w człowieku – czyli znów mamy hamr; dodajmy do tego, że przy zmianie postaci mężczyźni najczęściej stawali się wilkami/wilkołakami albo niedźwiedziami, a kobiety marami. Idąc dalej możemy też dodać, że te zmory mają przecież dość mocno erotyczny charakter  co z kolei można odnieść to wymienionego wcześniej þrár które to słowo przetłumaczyłam jako tęsknota, chciałabym jednak podkreślić, że z przeróżnych kontekstów (na przykład Sigurðarkviða) wyraz ten może oznaczać właśnie takie erotyczne cierpienie czy tęsknotę. Jak widzicie, dużo rzeczy się tu ze sobą łączy i całkiem możliwe, że mimo użycia różnych określeń cała inskrypcja kręci się wokół tego samego „stworzenia”.
   Gdyby natomiast kogoś zastanawiało, dlaczego w pierwszej linijce jest ulf a w drugiej ulfr– nie ma to większego znaczenia, po prostu r w pierwszym wersie zostało pominięte, takie rzeczy zdarzają się w inskrypcjach i nie należy się tu doszukiwać głębszego sensu.
   Natstępnie mamyisiʀ þis isiʀ auk is uniʀ ulfr. Nie chciałabym się tu specjalnie rozpisywać na temat rozważań językowych, więc podam moją wersję, bo interpretacje się tu nie różnią - to prowadzi do tego, to prowadzi do wzrostu, zadowól się tym, wilku! W poprzednim wersie pojawiają się trzy runy i ; są głosy łączące je z tym wersem, ale brakuje mi tu jakiegoś sensownego wytłumaczenia, więc nie poruszę tego wątku. Może tak trochę opisowo, ale strona B po prostu wyraża życzenie, żeby te trzy tęsknoty i te dziewięć udręk, które chciałeś przysporzyć innym dotknęły ciebie, wilku, żeby twoje cierpienie wzrastało i się potęgowało, tak żebyś był zadowolony ze swojego cierpienia. Zdaję sobie sprawę, że ten ostatni fragment brzmi ironicznie, ale taki właśnie zamiar miał twórca inskrypcji.
    I sama końcówka –  niut lufia – czyli wykorzystaj leczące zaklęcia! albo miej korzyść z galdru! czy jak też wolicie to przetłumaczyć; ja z mojej strony podam tylko, że staroszwedzkie lif/lyf (bo nasze lufia to dopełniacz liczby mnogiej) może oznaczać czar, galdr czy też środek leczniczy. Jako ciekawostkę dorzucę jeszcze staroszwedzki czasownik lifia o znaczeniu „leczyć przez czar”. 

   Przy interpretacji tekstu amuletu z Sigtuny ważne jest też odwołanie do innego zabytku runicznego, który może pomóc w interpretacji: jeżeli komuś znane jest tzw. zaklęcie z Centerbury, to na pewno zauważy kilka zbieżności. Wprawdzie mówimy tu o zapisku umieszczonym w angielskim rękopisie, ale „zaklęcie” jest ewidentnie podchodzenia skandynawskiego, prawdopodobnie duńskie. Ale do czego zmierzam: w mającej na celu przegonić chorobę inskrypcji z Centerbury mowa jest o Kurliu określonym mianem sarþuara – odpowiednikiem naszegosarriþu. Co więcej – Kurli również nazwany jest władcą olbrzymów: þ(u)rsa trutni. 

To tyle z mojej strony, całość tłumaczenia pozostawiam do samodzielnego sklecenia :)

Źródła: 

En amulett från Sigtuma, Ett tolkningsförsök av Manne Eriksson och D.O. Zetterholm; http://fornvannen.se/pdf/1930talet/1933_129.pdf
Skaldic Poetry of the Scandinavian Middle Ages; http://skaldic.arts.usyd.edu.au/db.php
Historiska Musert: http://www.historiska.se/

Lulek czarny - wikiński narkotyk czy roślina magiczna?

$
0
0

     Tym razem nie będzie run ani sag, tym razem będzie o niepozornej roślince, ponieważ w trakcie przeglądania archiwalnych numerów Fornvännen natknęłam się na ciekawy artykuł o lulku czarnym (Hyoscyamus niger). Jeśli wierzyć Wikipedii to roślinę nazywa się też lulką, lulkiem jadowitym, szalejem czarnym albo żabim barszczem. Żeby nie było wątpliwości zacznę od pokazania naszego głównego bohatera: 
 Lulek czarny (Hyoscyamus niger); źródło: Wikipedia

     Lulek czarny jest rośliną trującą, ale też łatwą do wykorzystania, zarówno w postaci nieprzetworzonej, jak i w formie wywaru czy maści. W zależności od dawkowania likwiduje obrzęki, ma właściwości usypiające, uspokajające, rozluźniające, przeciwbólowe ale może też spowodować zawroty głowy, drgawki, omany, halucynacje oraz utratę świadomości. Z punktu widzenia szwedzkich badaczy historii lulek czarny jest  interesujący chociażby dlatego, że jego ślady znajduje się przy okazji wykopalisk archeologicznych, chociaż roślina ta nie występowała naturalnie w Skandynawii – musiała tu dotrzeć albo przypadkiem i rosnąć jako chwast, dla którego znaleziono zastosowanie, albo też została sprowadzona specjalnie i  była świadomie uprawiana. Innym powodem są udokumentowane informacje o wykorzystaniu lulka jako magicznego zioła ale też jako narkotyku, trucizny oraz lekarstwa. 
     W 1989 roku dwoje botaników – Roger Svensson i Marita Wigren – dało zaczątek badaniom  nad najstarszą historią lulka czarnego w Szwecji (1). Ich zdaniem roślina była stosowana w późnym średniowieczu przez chłopki jako narkotyk. Miała również wchodzić w skład tak zwanej "maści czarownic”, pojęcia chyba dobrze wszystkim znanego. Szwedzkie określenie flygsalva (flyga– latać, salva– maść) lepiej oddaje działanie tego specyfiku, którym to miały smarować się czarownice – po zastosowaniu miało się wrażenie lotu. Natomiast pojawienie się rośliny jako powszechnie występującego chwastu przypada na czasy po reformacji, kiedy to uprawa lulka czarnego rozprzestrzeniła się z klasztorów na ogół – głównie wiejskiego – społeczeństwa. Na spostrzeżeniach  Svenssona i Wigren oparł się w 2005 farmakolog Håkan Tunón (2). Jego zdaniem lulek mógł jako roślina uprawna trafić do kraju z Europy Południowej za pośrednictwem mnichów albo handlarzy dopiero w średniowieczu. Farmakolog podkreśla, że nie można z całą pewnością ustalić, kiedy lulek pojawił się w Szwecji, ale sam fakt występowania rośliny w prehistorycznych warstwach trzeba przyjąć jako argument na to, że lulek pojawił się w Skandynawii jeszcze przed średniowieczem. Również historyk botaniki Kjell Lundqvist (3) jest zdania, że lulek czarny musiał pojawić się jeszcze przed okresem średniowiecza. Odwołując się do znalezisk w Danii badacz twierdzi, że roślina musiała występować już w okresie wędrówki ludów, nie podejmuje jednak próby dokładniejszego datowania. Ciekawe wnioski wyciągnął też archeolog Neil Price (4) który opisał narkotyczne działanie i zastosowanie lulka czarnego w epoce wikingów. 
Zanim przejdę do badań Price’a może najpierw trochę historii: udokumentowane są różne znaleziska rośliny, chociażby z Biskupina, ale skupię się na samej Skandynawii gdzie najstarsze znaleziska pochodzą z Danii i są datowane na 2900–1500 p.n.e. Nie chcę skupiać się na szczegółowych opisach, więc tylko w skrócie napiszę, że – podobnie jak w reszcie Północnej Europy – w okresie przedwikińskim możemy zaobserwować obecność lulka czarnego tam, gdzie dotarły wpływy rzymskie. Z okresu wikińskiego mamy znaleziska z osad handlowych, są one datowane na IX – X wiek, na XI wiek datowany jest lulek czarny znaleziony w Lund i Sigtunie. Jako najstarsze udokumentowanie miejsce występowania lulka podaje się Mezopotamię. Autorka artykułu wspomina, że w części tekstów poświęconych roślinie pojawia się informacja o tablicach z pismem klinowym, które pojawiło się w IV tysiącleciu p.n.e., ale nie trafiła ona na ślad żadnej tak starej sumeryjskiej tabliczki wspominającej lulek, więc byłaby raczej ostrożna z datowaniem. Co innego młodsze zapiski, chociażby teksty z okresunowoasyryjskiego (ok. 1000-612 p.n.e.) opisujące bliżej niezidentyfikowane zioła wykorzystywane w wywarach hamujących magiczne ataki. Będą to raczej przede wszystkim popularne przyprawy takie jak tymianek, kurkuma czy mięta, ale nie można wykluczyć, że mogło też chodzić o lulka czarnego (5). Bezpośrednio wymieniony w tekście lulek pojawia się w datowanym na rok ok. 1550 p.n.e. staroegipskim medycznym papirusie znanym jako Papirus Ebersa, przy czym chodzi tu raczej o egipską odmianę rośliny – Hyoscyamus muticus. Niezależnie jednak od tego, jaki  gatunek lulka wymienia papirus, każda z odmian będzie miała zbliżone właściwości i działanie. 
     Dużo informacji o lulku i jego różnorodnym zastosowaniu dostarcza nam antyk – opis znajdziemy chociażby u Hipokratesa, Dioskurydesa, Pliniusza Starszego i Ksenofonta. Używana przez nich grecka nazwa rośliny – hyoskyamos (świńska fasola) – miała prawdopodobnie pejoratywne znaczenie nawiązujące do jej trujących właściwości (6).  Co ciekawe – mimo prób racjonalnego spojrzenia na zastosowanie lulka czy też innych roślin reprezentowanego przykładowo przez Hipokratesa, starożytni często nie widzieli sensu w rozróżnianiu działania farmakologicznego i magicznego (7). Przykładem takiego podejścia mogą być zapiski Bolosa z Mendes, nazywającego lulka pythonion (8)(wyrocznia) oraz insania (szaleństwo) (9), czy też używania medycyny w magiczny sposób – tu można na przykład podać opis służącego jako środek antykoncepcyjny amuletu zrobionego z kobiecej krwi miesięcznej, krowiego śluzu, woskowiny muła i nasion lulka (10). Istnieją też przesłanki pozwalace nam kojarzyć lulek z Apollem. Z jednej strony możemy spojrzeć na wymienioną tu już nazwę lulka – pythonion – i powiązać ją z delficką wyrocznią boga, Pytią.  Do tego dochodzi też bilinutia, czyliceltyckie słowo na określenie lulka łączone z bogiem Belenosem, odpowiednikiem Apolla. Jako ciekawostkę podam też twierdzenie, jakoby lulek miał wchodzić w skład maści, która w Odysei przemieniła mężczyzn w świnie. Wprawdzie Homer nie wymienił w swoim dziele składników tego specyfiku, ale nikt przecież nie zabronił spekulacji (10). Możliwe, że ten mit wywodzi się z późniejszych wniosków dotyczących znaczenia greckich określeń lulka, że wskażę w tym momencie wymienioną już wyżej "świńską fasolę”. 
     Wróćmy do kwestii zastosowania lulka w Skandynawii. Możemy wprawdzie założyć, że znane z antyku medyczno-magiczne działanie rośliny było znane, ale tak naprawę brakuje na to namacalnych dowodów. Jest jeden wyjątek: XI –wieczne znalezisko z duńskiego Fyrkat. Odkryty w grobowcu lulek czarny z pewnością nie znalazł się tam przypadkiem – setki nasion leżały razem z wypluwkami sowy oraz żuchwą prosiaka (11). Najprawdopodobniej zakopano nie same nasiona, tylko kilka torebek nasiennych, które po prostu nie przetrwały próby czasu. Taka torebka nasienna lulka czarnego zawiera średnio 360 nasion (1). Zdaniem Neila Price’a duńskie znalezisko może być dowodem na to, że w czasach wikińskich używano rośliny jako narkotyku. Archeolog wskazuje na działanie lulka dające wrażenie latania i odwołuje się do późniejszej "maści czarownic” (4). Autorka artykułu podchodzi do tego wniosku raczej sceptycznie a analogii każe szukać raczej w znanych nam z Grecji amuletach, a tym samym przyjąć magicznie zastosowanie lulka czarnego zamiast faktu, że roślina z Fyrkat miała służyć jako narkotyk (9). Ale też u Price’a znajdziemy informacje o wierze w magiczne właściwości lulka - badacz przytacza bowiem potępione w X wieku przez biskupa Burcharda z Worms wywodzące się z ziem niemieckich zaklęcie mające przywołać deszcz. Rytuał miał polegać na spryskaniu wodą przez dziewczęta z gałązkami w dłoni nagiej dziewicy. Dziewica musiała za to małym palcem prawej ręki wygrzebać lulka a następnie ciągnąć roślinę przywiązaną do małego palca prawej stopy (12). Nie pytajcie o szczegóły, więcej informacji nie ma, możecie co najwyżej pokusić się o próbę rekonstrukcji - nie wątpię, że publiczność na pewno dopisze. 
Wracając do Price’a to wymienia on również XIII-wieczny pseudoepigraf The Book of Secrets gdzie wspomniane jest, jakoby noszenie lulka przez mężczyznę miało zwiększyć erotyczne przyciąganie kobiet. Powyższe przypadki ilustrują czysto magicznie działanie lulka. Jego narkotyczne właściwości to fakt, przy czym - pomijając stanowiska Price’a dotyczące znaleziska z Fyrkat – brakuje nam namacalnych dowodów na takie zastosowanie lulka we wczesnośredniowiecznej Skandynawii. Ale Price’a zwraca uwagę na jeszcze jedną rzecz, która może pozwoli nam założyć narkotyczno-magiczne użycie rośliny: pojawiające się w sagach trunki o magicznych właściwościach, ewidentnie mające w składzie jakiś lokalnie dostępny narkotyk. Inną możliwością jest dodawanie ziół do napojów alkoholowych w celu zwiększenia albo przyspieszenia ich odurzającego działania. Zresztą wiemy jak to kiedyś z tym zamroczeniem było – człowiekowi od razu łatwiej nawiązywało się kontakt z bogami czy zmarłymi i już mamy jakiś punkt zaczepienia do szamanizmu. Price rozważa też możliwość, że zachowanie niewolnicy ze słynnego opisu pochówku u Rusów autorstwa Ibn Fadlana mogło być spowodowane właśnie spożyciem lulka wchodzącego w skład podanego jej napoju (4).      Z pojawieniem się w Szwecji chrześcijaństwa prawdopodobnie zmieniło się podejście do lulka czarnego, ale przynajmniej z jego medycznych właściwości korzystano nadal nie tylko w medycynie ludowej, ale i w klasztorach, chociażby wykorzystując go jako środek znieczulający. Chrześcijaństwo może niekoniecznie patrzyło przychylnie na kultywowanie pogańskich tradycji ale chętnie sięgano do wiedzy starożytnych – wiemy na przykład, że w kwestii zastosowania lulka rekomendowano wiedzę zawartą w De Materia Medica autorstwa Dioskurydesa. W dziele tym, zawierającym ponad tysiąc recept, lulek czarny występuje pod galijską nazwą belinutia, a jego lecznicze działanie opisane jako bardzo różnorodne i zalecane na przykład przy z katarze, zapaleniu oczu, kaszlu, gorące, hemoroidach, bólu zęba i wielu innych dolegliwościach (13). Nie będę może wymieniać zachowanych średniowiecznych szwedzkich rękopisów, których znajdziemy interesujące nas informacje, ale większość ewidentnie nawiązuje do zastosowania lulka czarnego podanego przez Dioskurydesa (14). 
Chrześcijaństwo może zdominowało obraz świata ale codzienne rytuały mogły zachować starą formę pod inną postacią. W ten sposób wiele pogańskich wyobrażeń o magicznych właściwościach roślin mogło zostać zasymilowane z nową religią. Jako przykład możemy podać kościelną rekomendację do zbierania lulka czarnego w noc świętojańską, czyli tradycyjnym momencie obrzędów związanych z letnim przesileniem słońca (15). Wiemy też, że w Niemczech z lulka czarnego - jako środka przeciwbólowego - korzystali zarówno ludzie praktykujący chirurgię, jak i kaci (16), polecali go aptekarze (15), a przez jakiś czas dodawano go nawet do piwa (17).  
W początkach średniowiecza, podobnie jak w antyku, pojęcie trucizny, leku i czarów łączono ze sobą. Możemy to zauważyć na przykładzie szwedzkiego förgöring. Słowo można to przetłumaczyć jako ”zniszczenie”, podchodzi od czasownika förgöra (zniszczyć). Tyle że jest to znaczenie dzisiejsze, dawniej förgöring oznaczało tyle co meleficum – szkodliwa magia (18). W ten właśnie sposób określa się w średniowiecznych tekstach różne ataki na człowieka dokonane bez użycia siły, jak na przykłada zatrucie (19). Z czasem pojawiło się trochę inne podejście – medycyna naturalna była nadal dobra i pożądana, ale na magię patrzono powoli jako na coś nienaturalnego, diabelskiego, stojącego w sprzeczności z boską naturą. Ze źródeł pisanych wynika, że użycie ziół uważano za naturalnie, nie magicznie, a tym samym za dozwolone. Nadal widać nawiązanie do antyku, ale nie znajdziemy nigdzie ani słowa o magicznych właściwościach lulka czarnego czy innych roślin. Z drugiej strony to może właśnie antyczna tradycja – że spojrzymy na opisywane przez starożytnych amulety czy narkotyczne właściwości rośliny – doprowadziła do powiązania lulka z czarownicami.  Jak już wspomniałam wcześniej lulek czarny miał wchodzić w skład tak zwanej ”maści czarownic”. Opis tego specyfiku znajdziemy na przykład w tekście Johannesa Hartliebsa Puch aller verpotten Kunst z 1456 roku. Z opisu wynika, że w skład maści w chodziło siedem składników, w tym lulek czarny, koniecznie zebrany w niedzielę (16). W XVI wieku, obok licznych opisów, pojawiły się też ilustracje, często z motywami pornograficznymi, co na pewno przyczyniło się na utrwalenie obrazu czarownic wśród władz świeckich i kościelnych, potem wpłynęło też na wierzenia ludowe, no i jak wszędzie pojawiły się procesy czarownic; w Szwecji będzie to XVII i XVIII wiek, karę śmierci za czary zniesiono w roku 1779. 
     Mam wrażenie, że gdyby nie ta rozpoczęta już w średniowieczu i coraz bardziej się rozkręcająca nagonka na wszystko, co w jakikolwiek sposób było związane w magią, może udałoby się nam zachować do dziś więcej informacji na temat zastosowań nie tylko lulka, ale i innych roślin. Część wiedzy przetrwała wprawdzie w medycynie i tradycji ludowej, ale z wielu względów cześć rytuałów po prostu przepadła. Co do lulka czarnego i tytułu tego postu - jak widzicie źródła są na tyle nieliczne, że możemy tylko spekulować opierając się o starsze i nowsze informacje o wykorzystaniu rośliny. Magicznie zastosowanie wydaje się dość prawdopodobne, możliwe jest też, że lulek był wykorzystywanym przez wikingów narkotykiem. Ciekawe tylko, czy po jego zastosowaniu też mieli wrażenie, że latają...


  
(1) Svensson R. & Wigren, M., 1989. History and Biology of Hyoscyamus niger in Sweden. Svensk Botanisk Tidskrift 83:1. Stockholm
(2) Tunón, H., 2005. Giftiga växter. Tunón, H. et al. (red.). Människan och floran. Etnobiologi i Sverige 2. Stockholm
(3) Lundqvist, K., 2000. Bidrag till kännedom om begreppet trädgĺrd och om trädgĺrdsväxternas historia i Sverige. Rapport 01. Institutionen för landskapsplanering, Sveriges lantbruksuniversitet. Alnarp
(4) Price, N., 2002. The Viking Way. Religion and War in Late Iron Age Scandinavia. Uppsala universitet
(5) Thomsen, M-L., 2001. Witchcraft and Magic in Ancient Mesopotamia. Ankarloo, B. & Clark, S (red.). Witchcraft and Magic in Europe 1. Biblical and Pagan Societies. London
(6) Corneliuson, J., 2000. Växternas namn. Vetenskapliga växtnamns etymologi. Sprĺkligt ursprung och kulturell bakgrund. Andra rev. uppl. Stockholm
(7) Gordon, R., 1999. Imagining Greek and Roman Magic. Ankarloo, B. & Clark, S. (red.). Witchcraft and Magic in Europe 2. Ancient Greece and Rome. Philaaelphia
(8) Greki nie znam, ale z językoznawczej ciekawości  wolę sprawdzić słowa, których nie znam i nie jestem pewna. I może chodzi o jakiś synonim albo starogrecki, ale wychodzi na to wyrocznia to manteion. Natomiast googlując pythonion w polskich wynikach (w liczbie czterech) znajduję tłumaczenie „smocza roślina” ale źródeł zero, więc nazwa może być równie dobrze z kosmosu. Googlując strony angielskie znalazłam za to taką informację:  “According to Pliny, henbane was known in Greece as “Herba Appolinaris” and taken by thePriestesses of Appollon for producing their oracles. The oracle was named“Pytho” and the Priestess “Pythia.” The term “Pythonion” for henbane reflectsthese connections. The Priestesses of the Delphic oracle were said to haveinhaled smoke from smoldering henbane” (link). Tu przynajmniej jest podane źródło I całość pokrywa mi się z  moją “wyroczną” więc pozwolę sobie zignorować “smoczą roślinę”, chyba że ktoś może mi wskazać pochodzenie tego tłumaczenia.
(9) Faraone, C. A., 1999. Ancient Greek Love Magic. Harvard University Press
(10) Scarborough, J., 1991. The Pharmacology of Sacred Plants, Herbs and Roots. Faraone, C.A. & Obbnik, D. (red.). Magika Hiera. Ancient Greek Magic & Religion. Oxford University Press 
(11) Roesdahl, E., 1982. Viking Age Denmark. British Museum. London 
(12) Jolly, K., 2002. Medieval magic: Definitions, beliefs, practices. Ankarloo, B. & Clark, S. (red.). Witchcraft and Magic in Europe 3. The Middle Ages. Philadelphia 
(13) Cilliers, L. & Retief, F.P., 2000. Poisons, Poisoning and the Drug Trade in Ancient Rome. Akroterion 45. Stellenbosch
(14) Kieckhefer, R., 1989. Magic in the Middle Ages. Cambridge University Press  
(15) Stannard, J., 1971 (1999). Hans von Gersdorff and some Anonymous Strassburg Apothecaries. Stannard, E.K. & Kay, R. (red.). Herbs and Herbalism in the Middle Ages and Renaissance. Aldershot 
(16) Duerr, H.P., 1985. Dreamtime: concerning the Bondary between wilderness and civilization. Oxford 
(17) Behre, K.-E., 1999. The history of beer additives in Europe – a review. Vegetation History and Archaeobotany 8.Berlin 
(18) Oczywiście pokusiłam się o sprawdzenie historycznego znaczenia czasownika förgöra i mogę potwierdzić, że w ten sposób określano ataki przy pomocy nadnaturalnych, tajemniczych środków, sprowadzanie choroby na człowieka ale też na zwierzęta, głównie domowe, zaczarowywanie, otrucie i tym podobne. Użycie słowa w takim znaczeniu jest obecnie przestarzałe, o ludowym zabarwieniu. (SAOB).
 (19) Ankarloo, B., 1984. Trolldomsprocesserna i Sverige. Andra upplagan. Stockholm

Źródła:
1. Heimdahl, J., 2009. Bolmörtensroll i magi och medicin under den svenska förhistorien och medeltiden. (The role of henbane in magic and medicine during Prehistory and the Middle Ages in Sweden.) Fornvännen 104. Stockholm.

Vigsloði - następstwa walki, albo jak kto woli o podejściu do spowodowania uszczerbku na czyimś zdrowiu w świetle średniowiecznego prawa na Islandii (część I)

$
0
0
     Zacznę od pytania - czy wiecie co to Grágás? Pod tą jakże uroczą nazwą – Szara Gęś – ukrywa się zbiór najstarszych praw obowiązujących na Islandii. Wprawdzie prawa te zaczęto spisywać dopiero w XII wieku a najstarsze zachowane w całości manuskrypty to dopiero wiek XIII, ale wiele z tych kodeksów jest ewidentnie starszych i z całą pewnością funkcjonowało w okresie wikińskim. Samej Szarej Gęsi można z pewnością poświęcić niejedne wpis, ja chciałam skupić się na kilku informacjach zawartych w części o nazwie Vigsloði (następstwa walki). Zawarty tu zbiór praw jest jednym z pierwszych spisanych na Islandii i z bardzo dużym prawdopodobieństwem obowiązywał w takiej formie też wczesnośredniowieczne społeczeństwo na wyspie. 
Manuskrypt Grágás z Codex regius. Źródło: Wikipedia

 Jeżeli wyobrażaliście sobie dotąd, że życie w średniowiecznej Islandii wyglądało jak na Dzikim Zachodzie, a żądni krwi wikingowie atakowali i mordowali się nawzajem bez opamiętania to może zmienicie nieco zdanie po zapoznaniu się z informacjami z Vigsloði. Możemy tam wyczytać, że istnieje dziewięć rodzajów prawnie zabronionych ataków na drugą osobę – z tego pięć podstawowych: cięcie, pchnięcie, strzelanie, rzucanie oraz bicie. Więc jeżeli mężczyzna spotka innego mężczyznę i zaatakuje go w jeden z powyższych sposobów może spodziewać się kary, jaką w tym przypadku jest wyjęcie spod prawa, co w praktyce oznaczało konieczność opuszczenia społeczności. Wyjęcie spod prawa dotyczyło zarówno napastnika jak i wszystkich, którzy są z nim, chyba że przeciwnik wcześniej zrobił coś, co spowodowało, że to jego dosięgnie sprawiedliwość. Jeżeli na polu walki mężczyzna stanie po stronie człowieka, który zabił lub ranił, zostanie on wyjęty spod prawa niezależnie od tego jakie rany wyrządzą mu ludzie, którzy stoją po stronie przeciwnika na tym samym polu walki, chyba że chciał on jedynie rozdzielić walczących i przy tym stanął po stronie jednego z nich, bo takie działanie było dozwolone ale niezbędny jest tu znowu świadek mogący zaświadczyć o tym, że ewentualne wmieszane się w konflikt było zupełnie przypadkowe i wydarzyło się w trakcie rozdzielania przeciwników. 
      Grágás podaje nam bardzo szczegółową definicje ataku – atakujący musi unieść broń, a świadkowie powinni zaświadczyć o tym, że do spotkania doszło właśnie w tym celu oraz że obaj uczestnicy byli na tyle blisko siebie, że jeden mógł dosięgnąć drugiego bronią  albo w jakikolwiek sposób rzucić lub strzelić tak, aby dosięgnąć drugiego, o ile mógł trafić, a nic nie zatrzymało broni. Atak uchodził za powstrzymany, przynajmniej z definicji, jeżeli uniesiona albo wystrzelona czy też rzucona  broń – w końcu kamieniem też można dokonać zamachu na czyjeś życie – została złapana w locie, natrafiła na inną broń, trafiła w ziemię (czytaj: napastnik nie trafił albo cel ataku wykazał się refleksem) lub też natrafiła na jakąś cześć odzienia (którą przecież można było się bronić z braku lepszej dostępnej alternatywy).Przy czym należy podkreślić, że takie same konsekwencje groziły za atak, który doszedł do skutku, jak i za atak, który został powstrzymamy. Osoba, która została zaatakowana, mogła bronić się bez jakichkolwiek prawnych konsekwencji;  jednym warunkiem uznania ”obrony koniecznej” było to, że doszło do ataku. Warto w tym miejscu zauważyć, że zgodnie z obowiązującym kodeksem atak miał miejsce już w momencie, kiedy napastnik jedynie zasygnalizował próbę ataku – wystarczyło samo uniesienie broni, oczywiście pod warunkiem, że cel ataku znajdował się w zasięgu broni, również tej "dalekiego zasięgu” jak łuk czy włócznia, którą można było rzucić. 
Tak więc już sam zamiar ataku był przestępstwem, nie trzeba było zabić lub nawet ranić przeciwnika aby podlegać karze. Co więcej: w  Vigsloði zajdziemy też cztery formy ataku bez użycia broni – wszystkie również karane równie surowo: wyjęciem spod prawa.  I tak atakiem jest, jeżeli przewróci się drugiego mężczyznę, przy czym nie musi on nawet upaść całym ciałem – jako upadek kwalifikuje się już, jeżeli ofiara opadnie nogą albo ręką na ziemię. Zabronione było również silne potrząsanie, podważanie ręki trzymającej coś (dźwignia?) oraz stosowanie chwytów. Wszystko to mocno kojarzy się z zapasami, prawda? Nie znam się na glimie i nie chcę w tym momencie zagłębiać się w temat, może kiedyś poświęcę jakiś wpis skandynawskim zapasom; zainteresowanych odsyłam do publikacji Larsa Magnara Enoksena (niekoniecznie tej z przypisów), nie tylko teoretyka ale i praktyka w tym temacie.

Wracając do Vigsloði: jak już wiemy za każdy atak groziła kara. Ale – ciekawostka – jeżeli mamy taką sytuację, że spotkały się dwie grupy mężczyzn i doszło do ataku ze strony przedstawiciela jednej grupy, a następnie mężczyzna z  drugiej grupy zaatakował kogoś z pierwszej grupy, przy czym ofiara nie brała udziału w pierwszej potyczce, to uznawano, że atakowały obie strony. Jeżeli ktoś rani albo zabije drugą osobę – wiadomo: wyjęcie spod prawa. Ale jeżeli dojdzie do jakiegokolwiek ataku w miejscu, gdzie później ktoś zostanie zabity lub ranny, to wyjęty spod prawa zostaje sprawca tego pierwszego ataku.  Karano więc prowodyrów odpowiedzialnych za sprowokowanie grupy do walki. 
Jeżeli ranni lub zabici byli po obu stronach, a poszkodowane były przynajmniej trzy osoby, to świadkowie musieli zaświadczyć o tym, z której strony nastąpił pierwszy atak. Grágás wspomina również o tym, że dopóki thing nie wyda wyroku zabronione jest udzielanie wsparcia lub pomocy osobie, która kogoś zabiła albo ciężko raniła. Oczywiście znajdziemy też wyszczególnienie tego, co według Islandczyków było poważną raną – jeżeli pojawi się pęknięcie czy też otwór w głowie, jeżeli krew z rany może wlać się we wgłębienie powstałe w ciele, jeżeli kość zawierająca szpik jest złamana aż do szpiku albo kość jest złamana. 
 
      Jak widzicie prawo islandzkie było surowe – tak samo karano nie tylko za zabójstwo, ale i zwykłą bójkę, ba, wystarczyło unieść miecz we wrogim celu albo popchnąć kogoś tak, żeby stracił równowagę i oparł rękę na ziemi. Co więcej – wyjętym spod prawa stawał się człowiek, który stanął po stronie atakującego, albo sprowokował bójkę, w wyniku której ktoś inny ranił lub zabił człowieka. Może to oczywiście wskazywać na jakieś większe problemy w agresją w społeczeństwie – stąd prawo, mające hamować wszystkie próby ataków.Z drugiej strony nie musi to też niczego dowodzić, w końcu wystarczyło dokonać zamachu bez świadków. Wydaje się jednak, że dla ówczesnego społeczeństwa było ważne, aby czuć się bezpiecznie wśród swoich, bezpodstawna przemoc nie była tolerowana. Każdy musiał mieć też świadomość tego, że jedno nieprzemyślane działanie może mieć bardzo poważny wpływ na całe życie. Wyjęcie spod prawa oznaczało przecież nie tylko konieczność życia poza wspólnotą, ale też życie w nieustannym zagrożeniu, ponieważ osobę wyjętą spod prawa można było zabić bez żadnych prawnych konsekwencji. Ten sielankowy obraz kłóci się wprawdzie ze znanymi z sag historiami zawsze chętnych do walki walecznych wikingów, dla których wyjęcie spod prawa znaczyło tyle co nic, ale wiemy jak to z tymi sagami jest – tam już trzylatki świetnie jeżdżą konno i recytują własne pieśni, że się odniosę do dobrze znanej Sagi o Egilu.

W kolejnej części będzie o uderzeniach, ranach oraz prawnie uregulowanej zemście.   
A może coś jeszcze mi w oko wpadnie. 

Źródła:
Enoksen, Lars Magnar, Vikingarnas stridskonst, Historiska Media 2004

Drafur & Gildur

$
0
0
Poniżej tłumaczenie tej uroczej piosenki, najbardziej znanej chyba z wykonania Hedningarny.
Starałam się tłumaczyć dosłownie, przynajmniej na tyle, na ile pozwoliły rymy:

Drafur & Gildur
Ciężkie buty lecz nie drwala
Roznosi się pieśń krasnala
W leśnej polany stronę
Gdzie trolle szykują obronę

Pułapka trolli zastawiona
Walka z krasnalem przesądzona
Drafur idzie w stronę lasu
Z siekierą gotową zawczasu

Trolle dość się naczekały
Przemyka ich oddział cały
Drafur w ciszy nadsłuchuje
Nawet sowa nie pohukuje

Nagle krzyk i wrzawa
Zaczyna się zabawa
Drafur wyczuwa że chyba
Topór mu się zaraz przyda

Już pierwszy troll wyskakuje
Drogę Drafurowi blokuje
Nadzieja trolli pogrzebana
Bo już pierwsza głowa odrąbana

Trolli robi się coraz więcej
Drafur musi rąbać głowy prędzej
Chociaż ciągle toporem miele
Trollich głów robi się zbyt wiele

Nagle szczęście się odwraca
Do Drafura nadzieja wraca
Kilka trolli już krwią pluje
Bo Gildur sobie drogę toruje

Trolle ponownie atakują
Ale Drafur i Gildur znów je dziesiątkują
Dwa krasnoludy oparte plecami
Krew trolli przelewają litrami

Drafur z wilczą manierą
Macha dwusieczną siekierą
W trolle karki celuje
Jednym cięciem je rozłupuje

W krasnoludach wściekłość rozbudzona
Każda czaszka będzie wnet zmiażdżona
Trolle się wycofują
Ale głów nie uratują

Zwłokami trolli zapełnia się las
Zaraz odetchnąć przyjdzie czas
Krasnoludzka krew do walki skora
Zaraz zatłuką ostatniego trolla



Eiktir, czyli pory dnia na sposób skandynawski

$
0
0
Dla nas sprawa jest prosta – dzień i noc to dla nas jedna doba, składająca się z 24 godzin, te z kolei z 60 minut, które z dokładnością co do sekundy odmierzają nam najróżniejsze zegary; a mnie zainteresowało ostatnio, jak upływ czasu odbierali dawni mieszkańcy Skandynawii:
Chyba dla nikogo niespodzianką nie będzie, że dawny podział czasu był bardzo ściśle związany ze zmianą położenia słońca. Pojawiają się tu dwa pojęcia – eikt (l.mn. eiktir; ewentualnie też w formie eykt albo nawet öikt) i átt (l.mn.áttir; też ættíngar). Doba dzieli się na osiem równych okresów czasu – eiktir– z których każdy odpowiada trzem godzinom według naszego rachunku czasu. Każdy eikt dodatkowo dzielił się na dwie równe części – halveiktir– po półtorej godziny każda, co w sumie daje nam podział doby na 16 części, które mniej więcej odpowiadają naszym godzinom. Każdy halveiktir miał własną nazwę i ściśle związany był z konkretnym położeniem słońca na niebie; rozróżniano „dzienne” i „nocne” eiktir. W staroislandzkim spotykamy się dodatkowo z synonimem słowa eiktátt , który znaczeniowo odwołuje się do ruchów słońca na horyzoncie (áttir jako 1/8 okręgu); wiązało się to z podziałem horyzontu na 8 części, ale temat stron świata – chociaż akurat w tym wypadku mocno związany z pojmowaniem doby – w tym momencie sobie podaruję. Ale żeby jeszcze bardziej ”geograficznie” to zamotać to dodam jeszcze, że już w literaturze staroislandzkiej pojawia się co prawda słowo stund, ale oznacza ono zwykle nie – jak to ma miejsce obecnie w językach skandynawskich – godzinę albo inną chwilę czasu, ale jakąś odległość drogi. Dopiero z wprowadzeniem chrześcijaństwa pojawiła się godzina, w obecnym znaczeniu tego słowa.
Logicznie rzecz biorąc dzień powinien zaczynać się o wschodzie słońca, ale mówimy przecież o Skandynawii, gdzie nie tylko słońce wschodzi o różnych porach w zależności od pory roku, ale też mamy okresy, gdzie słońce jest na niebie właściwie całą dobę, albo praktycznie w ogóle się nie pojawia. W takiej sytuacji początek dnia musiał być umowny – doba rozpoczynała się o 4.30.

„Dzienne” pory doby:
1 eikt: 4.30 – 7.30
4.30 – 6.00 morgon (1. halveikt)
6.00 – 7.00 miðmorgon (2. halveikt)
2 eikt: 7.30 – 10.30
7.30-9.00 dagverðarmál (3. halveikt)
9.00-10.30 landsuðr (4. halveikt)
3 eikt: 10.30 – 13.30
10.30 – 12.00 hádegi (5. halveikt)
12.00 – 13.30 mið dagr (6. halveikt)
4 eikt: 13.30 – 16.30
13.30 – 15.00 ofanveðr dagr (7. halveikt)
15.00 – 16.30 útsuðr (8. halveikt)

”Nocne” pory doby:
5 eikt: 16.30 – 19.30
16.30 – 18.00 aftansmál (9.halveikt)
18.00 – 19.30 miðr aftan/ miðaftan (10. halveikt)
6 eikt: 19.30 – 22.30
19.30 – 21.00 náttmál (11. halveikt)
21.00 – 22.30 kvöld (12. halveikt)
7 eikt: 22.30 – 1.30
22.30 – 24.00 háttatími (13. halveikt)
24.00 – 1.30 mið nótt (14. halveikt)
8 eikt: 1.30 – 4.30
1.30 – 3.00 ótta (15. halveikt)
3.00 – 4.30 miðótta (16. halveikt)


źródła:
Magnusen, Finn; Om de gamle Skandinavers inddelning af dagens tider; Kopenhaga 1844
Wistrand, P.G.; Indelning af dygnet samt tidvisare hos vår svenska allmoge; Stockhbolm 1910

Skalat maðr rúnar rista, nema ráða vel kunni

$
0
0
nie powinien run ryć ten, kto ich nie opanował– wyczytać możemy w sadze o Egilu Skallagrimsonie. Teksty i inskrypcje runiczne informują nas, że run się nie czyta – użycie czasownika ráða wskazuje na to, że runy się tłumaczy, objaśnia, odszyfrowuje, pojmuje. Słowo czytać pojawia się dopiero w średniowiecznych manuskryptach i to jedynie w znaczeniu czytanie modlitwy (co prawda w średniowieczu pojawiły się też runy które można było pisać i czytać, ale jest to zupełnie inny typ alfabetu niż ten tutaj omawiany). Pierwszy raz zwrot czytać runy pojawił się dopiero w XVI wieku, a w językach skandynawskich nadal nie mówi się o czytaniu run (a jeżeli już - to błędnie), tylko funkcjonują zwroty o takim samym znaczeniu jak ráða (np. szwedzkie tyda). Co ciekawe – ráða nie donosi się tylko do interpretacji, czyli "odczytania” zapisu runicznego, ale oznacza też wybór prawidłowej runy oraz sformułowanie odpowiedniego przekazu przez osobę wykonującą inskrypcję (patrz cytat z sagi o Egilu). Zdarza się nawet, że inskrypcje zwracają się do "czytelnika” prosząc o samodzielną interpretację tekstu. To znaczenie czasownika ráða funkcjonuje do dziś w angielskim zwrocie to read a riddle i amerykańskim sformułowaniu do you read me?
Nie chcę tutaj opisywać rodzajów alfabetów runicznych czy prezentować po kolei wszystkich run futharku. Chcę raczej umieścić tu w najbliższym czasie kilka ciekawostek związanych z runami. Tradycyjnie już ograniczam się jedynie do Skandynawii, więc o równego rodzaju anglo-saksońskich tworach nie będzie tu ani słowa. Z "teorii" tylko jedna uwaga - wikingowie nie używali 24-znakowego futharku! W internecie co rusz można natrafić na jakąś radosną twórczość w formie napisów stylizowanych na wikińskie, zapisanych - a jakże inaczej - starszym futharkiem. Zakładem, że wynika to po prostu z niewiedzy i kompletnej nieznajomości zasad zapisu runicznego, bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że "zapis" runiczny w takim wykonaniu ogranicza się do znalezienia runicznego odpowiednika każdej litery (czasami trafiają się nawet takie perełki jak polskie słowa zapisane runami); a ponieważ młodszy futhark ma mniej run, wiec wiadomo, że łatwiej coś dopasować ze starszego, 24-znakowego alfabetu runicznego. Tyle że to pojawienie się młodszego, 16-znakowego futharku, było krokiem na przód - przeprowadzona w okresie wikińskim reforma alfabetu runicznego miała na celu zmodernizowanie sposobu zapisu oraz zwiększenie możliwości komunikacji wśród Skandynawów. Zmniejszenie liczby znaków runicznych z 24 na 16 pozwoliło na łatwiejsze zapamiętanie różnych typów run, a dodatkowym ułatwieniem było oznaczenie spokrewnionych dźwięków przez tą samą runę. Może obserwując te przemiany z dzisiejszej perspektywy można odnieść wrażenie, że skoro te same dźwięki oznaczano przy pomocy tej samej runy, to wprawdzie system zapisu uległ uproszczeniu, ale i odczytanie tekstu musiało równocześnie stać się trudniejsze. Ale właśnie tu leży uproszczenie – ta zmiana spowodowała, że mieszkańcy Skandynawii mogli zapisać albo przeliterować słowa w podobny albo identyczny sposób, niezależnie od dialektalnych różnic w wymowie. Przykładowo słowo statek jest współcześnie różnie zapisywane i wymawiane w językach skandynawskich: w szwedzkim mamy skepp, w norweskim skip, a w duńskim skib. Za to w zapisie runicznym zawsze mielibyśmy tą samą formę: skib; równie zrozumiałą dla użytkownika każdego z tych języków.



źródła
Runor – historia, tydning, tolkning., Enoksen, Lars Magnar, Historiska Media 1998
Vikingarnas egna ord, Enoksen, Lars Magnar, Historiska Media 2003
Vikingarnas språk 750 -1100, Palm, Rune, Norstedts Förlag, Stockholm 200
4


Kalendarz runiczny (część I)

$
0
0
Kalendarz runiczny był skandynawskim tworem powstałym na bazie kalendarza juliańskiego – o ile w Europie kalendarz kościelny zawierał łacińskie cyfry i litery, to w Skandynawii zastąpiono je znakami runicznymi. Runy te częściej ryto na długich drążkach, dlatego też kalendarze runiczne nazywano również kijami runicznymi. Najczęściej spotykane egzemplarze przypominają kształtem miecz albo deskę z wyrytymi runami. Mogły to też być pojedyncze drążki albo deski połączone w większą całość. Kalendarze runiczne wykonywano nie tylko z drewna – znamy też egzemplarze z kości albo rogu, a nawet wykonane na pergaminie. Zdarzało się też, że kalendarz po prostu ryto na ścianie domu.

Kije runiczne z Muzeum Historycznego w Lund; źródło: Wikipedia,

Kalendarze runiczne wydają się być typowe dla Szwecji – poza nielicznymi egzemplarzami z południowej Norwegii wszystkie znane (a zachowało się ich około tysiąca) pochodzą z terenu Szwecji. W Norwegii i Danii używano wprawdzie podobnych kalendarzy z tą jednak różnicą, że zamiast run ryto kreski na oznaczenie dni tygodnia. Kalendarze tego typu nie były jednak charakterystyczne jedynie dla Skandynawii – identycznych używano też w Środkowej i niektórych krajach Zachodniej Europy; na tym tle wyróżnia się tylko – właśnie ze względu na rodzaj zastosowanych symboli – szwedzki kalendarz runiczny.
Kalendarzy tego typu używano w kraju z całą pewnością od XIII wieku – z tego okresu pochodzi najstarszy znany egzemplarz, wykonany z drewna cisowego tzw. kij z Nyköping; niewykluczone jednak, że z kalendarzy runicznych korzystano już wcześniej.
W literaturze szwedzkiej natkniemy się na informacje o nich już w tekście Olausa Magnusa z 1555 roku (autor poświęcił im cały rozdział; z Historia om de nordiska folken pochodzi też znany drzeworyt przedstawiający kalendarze runiczne), a pierwszy kompletny kij runiczny znajdziemy na wielkiej tablicy runicznej Johannesa Bureusa z 1599 roku.


Olaus Magnus, drzeworyt (1555); źródło: Wikipedia,

Dużą popularność kalendarze runiczne zyskały jednak pod koniec XVII wieku dzięki Olofowi Rudbeckowi, który w swoim dziele Atland eller Manheim napisał o szwedzkim pochodzeniu kalendarzy tego typu. Po jego publikacji starano się ożywić tradycję kalendarzy runicznych w kraju; m.in. proponowano zwolnienie z podatku osób propagujących używanie kalendarza runicznego w Szwecji. W 1630 Główny Urząd Ochrony Zabytków zapoczątkował akcję mającą na celu zebranie i badanie zachowanych egzemplarzy. Duże zasługi na tym polu miał przede wszystkim Carl D. Ehrenpreus, który nie tylko rozpoczął systematyczną ”produkcję” kalendarzy runicznych, ale też przyczynił się do rozpowszechniania licznych publikacji na temat ich używania.
W XVII wieku z kalendarzami runicznymi zaczęły konkurować drukowane papierowe kalandarze w formacie kieszonkowym; na dobre zanikać zaczęły po gregoriańskiej reformie kalendarza, chociaż zdarzały się domy, gdzie kalendarzy runicznych używano jeszcze w XIX wieku.



źródła
Runor – historia, tydning, tolkning., Enoksen, Lars Magnar, Historiska Media 1998
Nationalencyklopedin
Wikipedia


Kalendarz runiczny (część II)

$
0
0
Kalendarz runiczny był wiecznym kalendarzem. Składał się z dwóch rzędów run umiejscowionych jeden na drugim. Po znakami runicznymi znajdował się trzeci rząd z różnymi symbolami.
Pierwszy rząd pokazywał dni tygodnia – reprezentowały je runy f, u, th, o, r, k i h. [to nie  błąd ani literówka - opieramy się na szwedzkim wariancie, gdzie poprawne fonetycznie będzie futhork a nie futhark] Ponieważ rok liczy 365 dni, więc te siedem run powtarzało się 52 razy. Pozostawał jeszcze jeden dzień i ten oznaczano przy pomocy następnej wypadającej w kolejności runy, tak że dni roku zaczynały się i kończyły zawsze tym samym znakiem runicznym.
Runy f, u, th, o, r, k i h oznaczały kolejne dni tygodnia, ale też zmieniające się pierwsze niedziele roku. Zasada jest taka, że co roku przesuwano się o runę do tyłu – więc jeżeli pierwsza niedziela tygodnia wypadała przykładowo 7 stycznia, to w danym roku oznaczała ją siódma runa – h. W następnym roku niedziela wypadałaby 6 stycznia (runa k), a rok później – 5 stycznie (runa r). Wyjątkiem były lata przestępne, kiedy to korzystano z dwóch run: jedna – zgodnie z podaną już zasadą – obowiązywała przed dniem przestępnym; drugą – po przesunięciu u jedną runę – używano po tej dacie (więc jeśli rok z pierwszą niedzielą 5 stycznia będzie przestępnym, to najpierw korzystamy z runy r, a potem z runy a).
Drugi rząd run zawierał tzw. złote liczby, których jest 19. Kalendarz runiczny był po prostu skandynawskim odpowiednikiem europejskiego kalendarza, różniącym się jedynie rodzajem zastosowanych znaków, więc musiało się tu pojawić 19 run. Ponieważ jednak młodszy futhark składał się tylko z 16 run (z tym, że w kalendarzu runicznym zamieniono kolejność run m i l, w związku z czym pierwsze szesnaście złotych liczb to kolejno runy: f, u, th, o,r, k i hn, i, a, s, t, b, l, m oraz y), więc po prostu ”dorobiono” trzy brakujące symbole. I tak – jako siedemnasta ”runa” pojawia się bindruna arlaug; jak już sama nazwa wskazuje, powstała ona z połączenia run a i l
źródło: Wikipedia
Osiemnastym symbolem jest tvimadr– czyli połączenie dwóch run m z czego jedna jest obrócona o 180 stopni.
źródło: Wikipedia
Jako dziewiętnasta pojawia się bindruna belgthurs, powstała z połączenia dwóch run th (tu też mamy - jak przy tvimadr– coś w rodzaju lustrzanego odbicia drugiej runy.
źródło: Wikipedia
Te 19 symboli odpowiadało dziewiętnastoletniemu cyklowi księżyca i służyło do wyliczeń na podstawie faz księżyca; przykładowo do określenia, kiedy wypada Wielkanoc. Najogólniej mówiąc wychodzono tu z założenia, że co dziewiętnaści lat fazy księżyca przypadają na te same dni (jest to tzw. cykl Metona o którym można sobie więcej poczytać w internecie;) 
Niestety, w moim książkowym źródle nie jest podane, jak dokonywać obliczeń; autor pomija to informując, że opis zasady funkcjonowania kalendarza byłby zbyt skomplikowany i czasochłonny). Poszukiwania w internecie co prawda przyniosły trochę informacji, ale różną się od siebie na tyle i są równie mało wiarygodne, że nie będę ich tu przytaczać.
W kalendarzu został jeszcze do omówienia trzeci rząd. Znajdziemy tu symbole oznaczające różne uroczystości, święta kościelne czy inne ważne wydarzenia związane z życiem codziennym. Symboli było dużo, czasami też różniły się i były w rozmaity sposób umiejscawiane w kalendarzach w zależności od części kraju. Przykładowo Boże Narodzenie oznaczano wielkim rogiem do picia (w końcu pito wtedy jul), początek sezonu łowieckiego symbolizował róg sygnałowy, pojawiały się ręce, noże, statki, drzewa; były też specjalne symbole pokazujące kiedy na przykład trzeba zaorać pole czy ostrzyc owce.
Często jako oznaczenie różnych – ważnych z punktu widzenia kościoła – dni używano po prostu krzyża. I tak duży krzyż do duże święto kościelne, a mały krzyż to święto mniej ważne, w które można było pracować przez przynajmniej część dnia.
Żeby więc korzystać z kalendarza trzeba było ustalić złotą liczbę danego roku, wiedzieć, kiedy wypada pierwsza niedziela w miesiącu i jeszcze orientować się w znaczeniu podanych pod datą symboli. Nic więc dziwnego, że wydawano specjalne poradniki pokazujące, jak posługiwać się kalendarzem runicznym, chociaż i tak w większości przypadków wiedzę na temat kalendarza przekazywano w rodzinie po prostu z pokolenia na pokolenie.

źródła:
Runor – historia, tydning, tolkning., Enoksen, Lars Magnar, Historiska Media 1998
Nationalencyklopedin
Wikipedia

Þistill, mistill, kistill czyli nie rusz mojego kamienia!

$
0
0
Jak zapewne wszystkim wiadomo, kamienie runiczne – oprócz samej inskrypcji opisującej komu i dlaczego został poświęcony – zawierały czasem dodatkowe informację jak na przykład imię osoby, która wyryła runy. Może wiecie również, że niektóre inskrypcje odwołują się też do bogów – pomijając mniej lub bardziej czytelne odwołania do chrześcijaństwa znajdziemy też bardziej swojskie þórr vígi [czyli: (niech) Tor (po)święci],  wyraźnie mówiące, kto ma chronić kamień runiczny przed ewentualnymi wandalami czy też działaniem przyrody. A dla niepiśmiennych czy też lepszego zobrazowania kamień można było jeszcze dodatkowo ozdobić młotem, co do dziś można przykładowo podziwiać na duńskim kamieniu z Læborg. Niestety, jak pokazuje historia, nawet wyryta runami prośba o wstawiennicto Tora nie uchroniła niektórych inskrypcji przed zniszczeniem – jako piękny przykład można tu podać inny duński kamień runiczny, z Sønder Kirkeby, który niecnie wykorzystano do budowy ściany... kościoła.
Tak więc odwołanie do boga to jedno, ale czy wiecie, że niektórzy twórcy kamieni runicznych wytaczali też ciężkie armaty w postaci przekleństwa albo nawet magicznej formuły ochronnej? Do przekleństw może kiedyś wrócę, w tym temacie jednak w zupełności wystarczy jeśli napiszę, że podstawowy schemat wygląda tak: kto zniczy/ przesunie/ postawi ku pamięci kogoś innego ten kamień, ten będzie .... W miejscu trzykropka pojawia się w inskrypcjach tajemnicze słowo rati czy też ræti (jako możliwe tłumaczenie podaje się m.in. odrzucony, wyrzutek, występny, bezprawny), albo też jakieś odwołanie do niemęskości czy homoseksualizmu – coś w rodzaju: kto popsuje ten baba; jak wiadomo, we wczesnośredniowiecznym społeczeństwie to największa obraza dla prawdziwego mężczyzny;)
Natomiast jeśli chodzi magiczne formuły, to po tym przydługim wstępie przejdziemy wreszcie do tajemniczego þistill : mistill : kistill. które oznacza: oset, jemiołę i skrzynkę.
Na kamieniu runicznym z Ledberg znajdziemy następującą inskrypcję:  
Bisse postawił ten kamień na pamiątkę Torgöta ...., swojego ojca; oboje (Bisse) i Gunna (postawili kamień) oset, jemioła, skrzynka [ta końcówka inskrypcji jest „zaszyfrowana”; czyta się ją w następujący sposób:Þ m K : I i I : S s S : T t T : I i I : L l L].
Wielkiego sensu to może nie ma, ale interpretacje skłaniają się do uznania tego za ochronną formułę (ewentualnie można to potraktować jako apel, żeby oset i jemiołę przechowywać w skrzynce;).
Kamień z Ledberg nie jest jednyną inskrypcją runiczną zawierającą te słowa. Pojawiają się też na kamieniu z Gørlev i kilku norweskich średniowiecznych inskrypcjach.  Warto w tym momencie zwrócić też uwagę na Bósa saga og Herrauðs. Znajdziemy tam galdr, tzw. przekleństwo Busli (w najbliższych planach mam przetłumaczenie tego uroczego tekstu) które kończy się tajemniczą inskrypcją runiczną. Kto chce ją zobaczyć, tego odsyłam do rękopisu ze zbiorów Den Arnamagnæanske Samling; runy, o którch mowa, od razu rzucają się w oczy:) Te tajemnicze znaki czyta się w następujący sposób:  ristill, æistill, þistill, kistill, mistill, vistill. Czyli znów pojawia się oset, skrzynka i jemioła.  

źródła:
Vikingarnas egna ord, Enoksen, Lars Magnar, Historiska Media 2003
Vikingarnas språk 750 -1100, Palm, Rune, Norstedts Förlag, Stockholm 2004

Ikea - miejsce przyjazne historii ;)

$
0
0
Tym razem chciałam podzielić się pewnym spostrzeżeniem poczynionym przy okazji wizyty w Ikei. Widocznie Szwedzi postanowili odwołać się do własnej tradycji "wnętrzarskiej", bo pokrowiec jednego z modeli krzeseł ozdobili kopią zestawienia... tkanin z Överhögdal. Prezentuje się to mniej więcej tak:


I w ten oto sposób każdy może teraz siedzieć sobie w domu na tkaninach z Överhögdal made in Ikea;)

(Wybaczcie jakość zdjęcia, robione komórką)

Staroskandynawska rodzina...

$
0
0
...czyli słów kilka o pojawiających się w inskrypcjach runicznych i sagach niektórych określeniach na członków rodziny.
Zacznijmy może od najstarszego pokolenia, które reprezentują afi (ogólne określenia dziadka) oraz amma (ogólne określenie babci). Jak wiadomo, w językach skandynawskich inaczej nazywa się dziadków ze strony ojca i ze strony matki. I tak mamy po jednej stronie faðurfaðir (ojca ojca) i faðurmóðir (matkę ojca), a po drugiej móðurfaðir (ojca matki) oraz móðurmóðir (matkę matki).
Inskrypcje runiczne mogą też zawierać słowa langfæðrgar i langmøðrgur oznaczające odpowiednio ojców (tzn.męskich przodków) oraz matki rodu. W języku islandzkim spotkamy się też ze słowem langfeðgatal, które jest oznacza wyliczenie przodków w linii męskiej.
Kolenie pokolenie stworzy nam faðir (ojciec) i móðir (matka). Jako zamężną parę można ich też określić mianem hjón, ale uwaga – koniecznie trzeba użyć tego określenia w liczbie mnogiej. Dlaczego? Bo hjón ma zupełnie inne znaczenie w liczbie pojedynczej: eitt hjón to mianowicie... niewolnik :) Na męża możemy też mówić bóndi, bóandi albo verr; żona to kona. Nasi faðir i móðir mogą wywodzić się z wielodzietnych rodzin i tak pojawi się też faðurbróðir (brat ojca), faðursystir (siostra brata), móðurbróðir (brat matki) i móðursystir (siostra matki)
Jeśli chodzi o najmłodsze pokolenie, to może trafić się sunr (syn) albo dóttir (córka). A może rodzina zdecyduje się na więcej sysykin/systkini (rodzeństwa) i będzie dodatkowy bróðir (brat) albo systir (siostra).
Wiadomo, że różne rzeczy się w rodzinie przytrafiają i może okazać się, że w domu pojawi się fóstri (przybrany ojciec lub syn) albo fóstra (przybrana matka lub córka). Akurat te ogólne określenia możemy znaleźć na inskrypcjach runicznych, podobnie jak słowa stjúpr (pasierb) i stjúpa (pasierbica) oraz fóstrsonr (przybrany syn) i stjúpmøðir (macocha). W islandzkim znajdziemy oczywiście też konkretne fóstrdóttir (przybrana córka), fóstrfaðir (przybrany ojciec) i fóstrmóðir (przybrana matka).
Jeżeli mówimy o rodzicach i dzieciach, to pojawi nam się jeszcze jedno ”zbiorcze” określenie, kompletnie obce użytkownikom języka polskiego – mianowicie fæðgar (oznaczające ojca i syna/synów), fæðgin (ojciec i matka albo ojciec i córka/córki), møðgin (matka i syn/synowie) oraz møðgur (matka i córka/córki)
Przy okazji ”wżenienia” się w rodzinę znajdziemy też słowo mágr, oznaczające właściwie zięcia, ale często używane w szerszym znaczeniu, tak że mógł to równie dobrze być szwagier albo teść. Ten ostatni pojawia się nawet na inskrypcjach runicznych jako svœrr; oczywiście jest i svœra (teściowa).
I jeszcze ciekawostka: na podstawie losowo wybranych kamieni runicznych z Upplandii ustalono, że przeciętna - aczkolwiek raczej dobrze usytuowana, inaczej nie byłoby jej chyba stać na postawienie kamienia - rodzina miało od 1 do 3 dzieci; oczywiście mowa tylko o tych, które dożyły dorosłego wieku.  

źródła
Vikingarnas språk 750 -1100, Palm, Rune, Norstedts Förlag, Stockholm 200
Vikingatidens ABC, red.Orrling, Carin, SHM 1995

Dulgadråp

$
0
0
Czas na kolejną ciekawostkę - w starych szwedzkich tekstach prawnych pojawia się tajemnicze słowo dulgadråp (staro szwedzkie dulgadrap, duladrap) oznaczające nieumyślne zabójstwo, którego sprawca pozostaje nieznany. Z czasem to znaczenie nieco się poszerzyło, tak że dulgadråp zaczęło też oznaczać grzywnę za zabójstwo tego typu.
W tym miejscu pozwolę sobie ma małą językową uwagę - w przypadku morderstwa pojawia się w językach skandynawskich określenie mord albo dråp. Różnica polega na tym, że mord to takie ”zaplanowane” zabójstwo, za to dråp to nasza polska ”zbrodnia w afekcie”; tym samym jedno słowo oddaje, czy zbrodnia była ”umyślna”, czy nie.
Przechodząc do konkretów: w tekstach prawnych mowa jest o tym, że jeżeli znalezione zostanie ciało z widocznymi ranami, albo noszące inne ślady przemocy, to obowiązkiem powiatu (tudzież wsi – jednej albo kilku najbliższych) było odnalezienie sprawcy. Jeżeli przez rok od znalezienia ciała nie udało się ustalić sprawcy, wtedy i tak ktoś musiał zapłacić grzywnę – w tym wypadku był to nasz powiat albo wieś. Wysokość kary pieniężnej była różna w zależności od prawa i tak przykładowo w Västgötalagen jest to 9 marek, w Upplandslagen 24 marki albo 40 marek w Södermannlagen, Magnus Erikssons landslag i Kristoffers landslag. Także podział kwoty między króla a spadkobierców zmarłego mógł być różny – według Magnus Erikssons landslag król dostawał 2/3 wymierzonej grzywny, pozostała 1/3 przypadała spadkobiercom; zgodnie z Kristoffers langslag każdy dostawał równo po połowie. 
Wprawdzie źródła milczą jeśli chodzi o wykrywalność, ale można pokusić się o założenie, że mieszkańcy danej wsi czy powiatu, mając w perspektywie dotkliwą karę pieniężną, starali się wytropić winnego albo przynajmniej znaleźć jakiegoś kozła ofiarnego ;) 

źródła:

Hugr i hamr

$
0
0

Pewnie każdy spotkał się już z mniej lub bardziej dokładnym opisem mającym nam przybliżyć ”duchowe wnętrze” przeciętnego wikinga. Przy tej okazji natkniemy się na wiele ciekawych pojęć, z których dwa chciałabym tu bardzo ogólnie przybliżyć.
Zgodnie z wyobrażeniami dawnych Skandynawów każdy człowiek posiadał pewne wewnętrzne ja, nazywane hugr. Etymologicznie hugr odwołuje się myśli, intelektu czy też usposobienia. W tym miejscu może warto odwołać się do mitologii, dokładniej do opowieści o Torze i Utgardlokim. Znajdziemy tam scenę, w której pomocnik Tora, Tjalve [tudzież Thjalfi – nie mam pojęcia, czy istnieje jakiś ”oficjalny” przekład skandynawskich imion i nazw własnych na polski?] przegrywa bieg ze sługą Utgardlokiego – Hugim. Jak się później okazuje pomocnik olbrzyma to nic innego jak hugr– myśl.
Jednak w odróżnieniu od dzisiejszych wyobrażeń duszy, łączących ją na czas trwania ”ziemskiego” życia nierozerwalnie z zewnętrzną powłoką, hugr mógł opuszczać ciało. Jak łatwo się domyślić, taka ”ucieczka” zdarzała się najczęściej w czasie snu – kiedy więc ciało wypoczywało, hugr mógł robić, co mu się żywnie podoba. Nie obowiązywały go fizyczne ograniczenia ciała, mógł więc w okamgnieniu pokonywać dowolną odległość, unosić się w powietrzu i robić wszystkie te rzeczy, o których wprawdzie śnimy, a które zgodnie z prawami fizyki mnie mają prawa się wydarzyć. Dodatkowo panowało przekonanie, że hugr po opuszczeniu ciała mógł przybierać materialną postać, zwykle jakiegoś zwierzęcia. Pozwolę sobie w tym miejscu na cytat z Ynglinga saga : Óðinn skipti hömum; lá þá búkrinn sem sofinn eða dauðr, en hann var þá fugl eða dýr, fiskr eða ormr, ok fór á einni svipstund á fjarlæg lönd, at sínum erendum eða annarra manna.
[Odyn potrafił zmieniać postać; ciało leżało wtedy jakby spał albo był martwy a on był wtedy ptakiem albo zwierzęciem, albo wężem i w jednej chwili przenosił się do dalekich krain załatwiając sprawy swoje albo innych (tłumaczenie własne)]
Pojawia się nam tu nowe pojęcie – hamr [hömum w cytacie jako że w islandzkim rzeczowniki odmieniają się przez przypadki:)] . Słowo to można przetłumaczyć jako postać, a oznacza po prostu formę, którą przyjmuje hugr– czyli dusza - po opuszczeniu ciała. Jeżeli dusza przyjęła kształt zwierzęcia, to mamy do czynienia z fylgią (fylgie tego rodzaju nazywane były też mannafylgjur w odróżnieniu od opiekuńczych fygji przyjmujących postać kobiecą). Było to takie swoiste alter ego człowieka, tyle że w zwierzęcej formie – zawsze było widać jakąś zgodność między cechami człowieka a zwierzęciem, którego postać przyjmowała fylgia (czytaj: jak ktoś był przebiegły, to jego fylgia miała formę lisa, odważny to niedźwiedź itp). Mogły to być przeróżne zwierzęta, chociażby łabędź, orzeł, niedźwiedź, kozioł, tur, dzik, jeleń, wół. Zwierzęce postacie przybierają też bogowie (na przykład Freja czy Loki) ale podania i mity związane ze zmianą postaci są bardzo popularne w kulturze ludowej nie tylko Skandynawii. Na pewno znacie określenie wilk w owczej skórze będące określeniem osoby, która nie pokazuje swojej prawdziwej postaci? A baśniowe istoty, które na co dzień żyją pod postacią jakieś zwierzęcia i tylko czasami wracają do swojej ludzkiej postaci? Brzmi znajomo?
Chyba we wszystkich językach germańskich jest jakieś specyficzne słowo na określenie takiej zmiany postaci (np. szwedzkie hamnskifte, angielskie shapeshifting czy niemieckie Formwandlung), ale nie przychodzi mi do głowy żaden polski odpowiednik. W literaturze staroislandzkiej taką zdolność przybrania przez wewnętrzne ”ja” materialnej postaci nazywa się skipta hömum albo fara i hamfọrum
Wspomniałam już o śnie, ale opuszczenie ciała przez duszę mogło też mieć miejsce przykładowo w transie (szamani się kłaniają). Oczywiście nie każdy potrafił zmieniać postać – panowało przekonanie, że zdolne do tego są osoby posiadające pewne specyficzne właściwości psychiczne. Przede wszystkim osoby parające się magią były podobno w stanie wprowadzić się w stan pozwalający hugr opuścić ciało. Zgodnie z opisami w momencie, kiedy dusza opuszczała fizyczną powłokę, ciało znajdowało się w stanie przypominającym drzemkę [najpopularniejszym chyba przykładem jest tu dziadek Egila Skallagrimssona. Zainteresowanych tym, co działo się dziadkiem wieczorami odsyłam do Sagi o Egilu]. Te zmiany postaci były może w pewnym sensie sposobem na radzenie sobie z zaburzeniami psychicznymi – czy niektóre zmiany postaci nie brzmią czasami jak opis rozdwojenia jaźni?
Uważano też, że pomimo zdolności oddzielnego funkcjonowanie istnieje bardzo silna więź między ciałem a duszą człowieka. Jeżeli podczas swojej ”wycieczki” hugr doznał jakiś obrażeń, to ciało momentalnie zostawało uszkodzone w identyczny sposób. W Landnámabók znajdziemy opis walki, jaką odbyło ze sobą pewnych dwóch mieszkańców Islandii. Ponieważ panowie posiadali zdolność zmiany hamr, więc walka odbyła się w sposób nietradycyjny – z jednego domostwa wyruszył wielki niedźwiedź, który na polu spotkał się z przybywającym z innej posiadłości ogromnym turem. Następnego dnia rano zarówno pole, jak i obaj przebywający w swoim domu panowie nosili ślady brutalnej walki.
Istniało również niebezpieczeństwo stracenia hamr. Mogło się bowiem zdarzyć, że hamr z jakiegoś powodu nie zdążył na czas wrócić do ciała – wtedy człowiek albo tracił rozum, albo ciężko chorował i marniał w oczach. Można było też ukraść komuś jego hugr– nawet jeśli zwyczajnie przebywał w ciele przeciętnego obywatela, który nie potrafił oddzielać ciała od duszy ani zmieniać postaci. Taką osobę pozbawioną hugr nazywano hugstolinn (tudzież hamnstolinn  jeśli łupem padł hamr); a ponieważ bez tego ”wewnętrznego ja” nie dało się normalnie egzystować, więc od momentu kradzieży – a jakże by inaczej – mieliśmy do czynienia z człowiekiem nie będącym w pełni władz umysłowych (czytaj: kolejne wytłumaczenie zaburzeń psychicznych) 
Na koniec dwa słowa o tym, że można było również odczuć, że ktoś wysłał swoją duszę przeciwko nam. Najczęściej dopadało nas wtedy nagle straszne ziewanie, niespodziewanie czuło się strasznie zmęczonym, sennym [ja tak zawsze miałam na wykładach które odbywały się o 8.00 rano... hmm... ]. Oznaczało to, że obca dusza zbliżała się z jakimiś wrogimi zamiarami. Pewną odmianą tego przekonania jest wyobrażenie, że można w śnie zobaczyć zbliżającego się wroga; na przykład jeśli śni Ci się się zbliżające się stado wilków to znaczy to po prostu, że wróg nadchodzi; wilki – wrogie i agresywne zwierzęta – są projekcją dusz wroga, zbliżającego się ze złymi zamiarami.

źródła:
Folke Ström: Nordisk hedendom: tro och sed i förkristen tid, Akademiförlaget (1985)
Ynglinga saga 

Trochę inna "Birka"

$
0
0

Przy okazji porządkowania zdjęć z okresu „przedcyfrówkowego” kilka wspomnień z roku 2003, kiedy to po raz pierwszy trafiłam na dłużej do Szwecji. Konkretniej były to jakieś 3 tygodnie na letnim kursie, oczywiście sponsorowanym przez Instytut Szwedzki. Na własne życzenie wylądowałam w okolicach Östersund, a dokładniej w położonej o jakąś milę od miasta [bo na północy te ich ogromne odległości między punktem a i b mierzy się właśnie w milach, więc wychodzi o cyferkę mniej (jako że mila to 10 km) i od razu nie jest już tak daleko ;) ] szkole ludowej w miejscowości Ås. 
Pokaż Bez tytułu na większej mapie
Co w tym ciekawego? Na początku XX wieku ktoś wpadł na pomysł, żeby rozkopać małe pagórki dookoła szkoły i okazało się, że to nic innego jak małe cmentarzysko datowane na IX – X wiek, kryjące około 20 grobów szkieletowych. W dwunastu z nich odnaleziono szkielety mężczyzn, kobiet i dzieci. W jednym z grobów pochowanemu mężczyźnie towarzyszył koń i pies. Jeżeli dodamy do tego wyposażenie grobu, na które składały się nie tylko niezbędne ówczesnemu osobnikowi płci męskiej przedmioty (miecz, topór, tarcza, nóż, groty strzał, gwoździe, osełka z łupka oraz krzesiwo i krzemień) ale też waga, odważniki, a nawet fragment małej, srebrnej arabskiej monety z końca X wieku, które to rzeczy mogą sugerować, że pogrzebana osoba parała się kupiecką profesją, to może zrozumiemy posunięcie lokalnego społeczeństwa Ås, które chyba było bardzo dumne ze znaleziska. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że była to nie lada sensacja, ale chyba lekką przesadą było przemianowanie w związku z tym – na cześć grobów - okolicznego terenu na Birkę, odwołując się do słynnej osady handlowej na wyspie Björkö.
Ta "Birka" właśnie w tym miejscu dziwi mnie o tyle, że cała okolica pełna jest historycznych miejsc, a udokumentowane osadnictwo sięga tu III wieku naszej ery. Niby tak na odludziu, na północy, ale podobno ziemia jest tu bardzo żyzna a lokalne jezioro Storsjön, wokół którego koncentrowało się osadnictwo – jak już sama nazwa mówi (dosłownie: wielkie jezioro;) – naprawdę ogromne. Do tego dochodzą kontakty handlowe, bo przecież i do Trondheim bliziutko; szczególnie zimą, jak zamarzały wody.
I na pewno każdy kojarzy chociażby kaletkę wschodniego typu z Jämtland - znaleziono ją w Rösta, to też jest w Ås, może ze 2-3 km od ”Birki”. Grób, który ma kaletkę z okuciem tego typu jest na pewno wyżej klasyfikowany; waga też się tam znajdzie, więc nie do końca rozumiem, dlaczego to nie ta okolica została przemianowana na Birkę? 
Ale przyznać muszę, że tereny są bardzo malownicze, szczególnie latem, kiedy nie zachodzi słońce i można być jedyną osobą kąpiącą się o 3 czy 4 rano w ogromnym Storsjön. Polecam każdemu, kto zapędzi się w tamte, leżące dość na uboczu, za to bogate w przeróżne historyczne atrakcje okolice. No i nigdzie indziej nie miałam jeszcze okazji mieć cmentarzyska dosłownie pod oknem pokoju (te cztery identyczne budynki widoczne na zamieszczonej wyżej mapie zaraz obok niebieskich "baloników" to domy mieszkalne:)

Niðhöggr

$
0
0
Jako że w wolnym czasie (czytaj: jadąc pociągiem) lubię się pobawić w tłumaczenie rymowanych tekstów słuchanych piosenek, więc ofiarą tłumaczenia padła tym razem urocza piosenka równie uroczego zespołu Domgård (kto zna pewnie wie, co mam na myśli ;) Tłumaczenie dosłowne, nawet nie zamieniłam kolejności ani jednego wersu; momentami może nie jest zbyt ładnie i zgrabnie, ale tradycyjnie już bardziej zależało mi na rymach.

Domgård – Niðhöggr

Spij siłę żywotną z mojego serca krwawiącego
Weź mój umysł i duszę, oddziel od mizernego ciała
Pozwól mi unosić się wśród czerni czasu nieprzebranego
Pozwól by moja istota dręczącego krzyku Norn słuchała

Przemyj mój umysł jadem nienawiści oczyszczających
Abym mógł dostrzec to, co trzymane jest w skrytości
Uwolnij mnie z kajdan życia tak ciążących
Przekaż mi przez bogów potępione mądrości

Niðhöggr – przyjmij formę, powstań z ciemności!
Niðhöggr – przywołaj burzę końca ludzkości!
Niðhöggr – przyjmij formę, powstań z ciemności!
Niðhöggr – przywołaj burzę końca ludzkości!

Zanurz mnie w Nifelhelu krajobraz zacieniony
Ku źródłu Vergelmera niech moje myśli opadają
Niech zostanę najciemniejszymi mocami praczasu błogosławiony
Obudź siły które w prastarym uśpieniu trwają

Powstań z otchłani, o czarny wężu śmierci
Powal Yggdrasill w wieczność nicości
Pokonaj kłamstwo które prawdę więzi
Spustosz poletko, spal plony jasności

Świat zatopi krew i twoje niszczycielskie potomstwo
Otwórz bramę Ur, Chaos niech bydło ludzkie zniszczy
Twoje smolistoczarne skrzydła zasłonią życia drzewo
Pozwól mi na ujrzenie, w twoim cieniu, Ginnunga żarłocznej paszczy

Niðhöggr – przyjmij formę, powstań z ciemności!
Niðhöggr – przywołaj burzę końca ludzkości!
Niðhöggr – przyjmij formę, powstań z ciemności!
Niðhöggr – przywołaj burzę końca ludzkości!


Datowanie kamieni runiczych (część I)

$
0
0

Żeby nie było wątpliwości – będzie tu tylko mowa o datowaniu kamieni postawionych między X a XII wiekiem.  Wiadomo, że zawsze można przeanalizować inskrypcję i pod tym kątem oszacować wiek kamienia, ale to wyższa szkoła jazdy. Tak naprawdę wstępnej oceny wieku może dokonać każdy, jeżeli tylko zapozna się z kilkoma pomocnymi wskazówkami.
Pierwsza zasada jest dość prosta – kamienie, na których zamieszczono jedynie prostą inskrypcję, bez żadnych upiększeń, są starsze niż te dodatkowo zdobione. Jeżeli mamy do czynienia z kamieniem, gdzie runy wyryte są w prostych, równoległych rzędach, to z dużym prawdopodobieństwem będzie to kamień runiczny postawiony w  okresie około 980 – 1015, chociaż są też nieliczne – zarówno starsze jak i młodsze – wyjątki. Przykładowy kamień runiczny ilustrujący powyższy opis wygląda tak:
Kamień z Karlevi, Olandia; źródło: Wikipedia 
Jeżeli wokół inskrypcji będzie wił się szlaczek przypominający jakieś runiczne zwierzątko, to jest to sygnał, że niewątpliwie mamy do czynienia z kamieniem runicznym z  minimum XI wieku. Najczęściej to ”zwierzątko” umownie – chyba z braku możliwości jednoznacznego określenia zamiaru artysty - nazywa się smokiem albo wężem. Taki runiczny wąż czy inny smok ma zawsze bardzo charakterystyczną głowę, która dużo nam mówi o wieku inskrypcji. I tak, jeśli pokazana jest ona ”z lotu ptaka” tzn. widzimy oba oczka stwora, to czas wyrycia kamienia można wstępnie określić na lata około 1010 - 1050. I tu znajdą się pewnie wyjątki, ale ogólnie można powiedzieć, że taka starsza forma węża runicznego zanika w połowie XI wieku. O ile do pierwszego przykładu wystarczył jeden kamień, to tutaj pozwolę pokazać sobie dwa różne warianty:
  Kamień z Gripsholm, Södermanland; źródło: Wikipedia
 Kamień z Måby gård, Uppland; źródło: Wikipedia
Przy drugim kamieniu widzimy też dodatkowe ozdobniki, ale o tym później - póki co zostajemy w temacie runicznych zwierzątek. Jak już wspomniałam, głowa z dwoma oczkami zanika w połowie XI wieku, ale nie znaczy to wcale, że nikt już nie ryje smoczych głów - po prostu zmienia się perspektywa i węże prezentuje się teraz "z profilu". Czyli widząc runicznego smoka z jednym tylko oczkiem możemy być wstępnie pewni, że kamień mógł powstać gdzieś między początkiem XI wieku a rokiem 1130. Ale jednookie zwierzątko to jedno, jeśli spojrzymy na inne elementy kamienia runicznego, możemy jeszcze dokładniej określić jego wiek, ponieważ jak i w sztuce wikińskiej, tak i na kamieniach runicznych możemy podziwiać style Ringerike i Urnes.
Zacznijmy od starszych kamieni czyli tych w stylu Ringerike. Iskrypcje runiczne tego typu datuje się na lata 1010 - 1050, czyli idealnie w okresie występowania dwuokich smoków runicznych.  Charakterystyczny jest tutaj pyszczek smoka Z reguły otwarty z krótką wargą dolą i silnie rozbudowaną wargą górną. Nasz runiczny stworek często ma też uszy, albo przynajmniej jedno ucho. Samotne oczko jest okrągłe i można zaobserwować też coś w rodzaju nosa. Nóżki nie występują, ze to ogonek jest często zwinięty w takiego jakby ślimaczka. Zresztą może spójrzcie sami: 
Kamień z Angarn, Uppland; źródło: Wikipedia 
Taki ogon może też dzielić się na końcu na dwa albo więcej ogonków:
 Kamień z Tjusta, Uppland; źródło: Wikipedia
Te powyższe kamienie runiczne to przykłady starszego stylu Ringerike, dla młodszego charakterystyczna jest linia biegnąca od ucha aż gdzieś mniej więcej do ”nosa” naszego runicznego stwora. Dla zilustrowania posłużę się przykładem:
Kamień ze Strängnäs, Södermanland; źródło: Wikipedia
Są też inne różnice: oko może wprawdzie nadal być okrągłe, ale częściej ma raczej kształt łezki, nierzadko zobaczymy nawet kropkę w środku oka. Górna część pyszczka robi się bardziej wyostrzona, szczególnie widać to po ”nosie”; z kolei dolna warga tworzy taki jakby półokrąg. Ciężko to opisać, ale myślę, że patrząc na zdjęcia dobrze widać te charakterystyczne elementy; może jeszcze jeden przykład:   
 Kamień z Vallentuna, Uppland; źródło: Wikipedia
Nóżki praktycznie nie występują, jak już trafi się jakiś wyjątek to są one króciutkie i zaokrąglone.
To tyle jeśli chodzi o najważniejsze elementy kamieni pierwszej połowy XI wieku. Od roku około 1050 mamy już do czynienia z najstarszymi kamieniami runicznymi w stylu Urnes ale o nim w drugiej części.
źródła:
Enkosen, Lars Magnar, Vikingarnas egna ord, Historiska Media 2003
Gräslund, Anne-Sofie, Dating the Swedish Viking-Age rune stones on stylistic grounds
Museum Tusculanum Press, 2006
Wikipedia
Viewing all 55 articles
Browse latest View live